Przeskocz do treści

Piłat zapytał: "Czy Ty jesteś Królem żydowskim?" Jezus odpowiedział mu: "Tak, Ja Nim jestem". [Łk23,3]

Ostatnią niedzielę roku liturgicznego przeżywamy uroczyście, gdyż w tą niedzielę przypada Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata. Jeśli jest Król to istnieje także Jego królestwo. Jest nim Królestwo Boże.

Królestwo to tworzą chrześcijanie. Jeśli naprawdę uwierzyli, że Bóg z wielkiej miłości do każdego człowieka posłał na Ziemię swego Syna – Jezusa Chrystusa, który poprzez swoją mękę, śmierć a następnie zmartwychwstanie odkupił ludzkość, są szczęśliwi, radośni i zadowoleni niezależnie od tego co się wokół nich dzieje. Zawsze są gotowi do dawania odpowiedzi Bogu, który im się objawia i udziela, i który przynosi każdemu z nich obfite światło na poszukiwanie ostatecznego sensu życia. Dla nich śmierć nie istnieje. Przykładów jest wiele: św. Maksymilian Kolbe, bł. ks. Jerzy Popiełuszko, św. Jan Paweł II - to ci najbardziej znani. Są i inni, którzy żyją życiem chrześcijańskim, życiem, gdzie miłość do nieprzyjaciół i jedność z innym są wyznacznikami ich życia. Nie są oni wymieniani na pierwszych stronach gazet i portali internetowych.

Jest prawdą, że światem rządzi pieniądz (mamona), a świat to ludzie, którzy także idą już na skróty, idą na łatwiznę nie podejmując żadnego wysiłku w kierunku odpowiedzi na dyskretne wołanie Boga, by budować swoje królestwo, swój dom (swoje życie) na skale (na Jezusie Chrystusie) a nie na piasku. W historii, królestwa budowane na piasku (na mamonie, na ideologii materializmu) dawno upadły a aktualnie budowane na ideologii liberalizmu i relatywizmu moralnego a także na ideologii gender na pewno upadną.

By wejść w chrześcijaństwo (tak na serio), nawet, gdy już zostałem ochrzczony, powinienem przejść okres wtajemniczenia, o którym coraz częściej słyszy się w środowiskach katolików. Wtajemniczenie rozpoczyna się zawsze od przyjęcia Jezusa Chrystusa jako swojego Pana podczas przepowiadanego kerygmatu. Pomocą jest zawsze świadectwo życia wspólnotowego w parafii, gdzie sprawowana jest liturgia oraz gdzie wspólnotowo jest proklamowane i rozważane Słowo Boże.

Brak właściwego "fundamentu" jest jedną z wad dotykającej wielu ludzi, która nie pozwala człowiekowi żyjącemu w ziemskim królestwie, znaleźć się w Królestwie Jezusa Chrystusa. Te dwa "królestwa" przenikają się nawzajem. Warto uzmysłowić sobie, że Królestwo Boże to królestwo prawdy i życia, świętości i łaski, sprawiedliwości, miłości i pokoju*). I takie królestwo każdy z nas winien najpierw budować we własnych sercach. A budowaniu nie powinny przeszkadzać instytucje państwowe  - w nich pracują w większości ludzie deklarujący się chrześcijanami.

Chrześcijaństwo prowadzące do Królestwa Bożego nie niszczone, nie wyśmiewane, nie wykpione, nie spychane do zakrystii, nie traktowane jak coś prywatnego u człowieka - przyczyni się do życia ludzi w/g Mądrości Bożej. Przyczyni się do właściwej oceny co jest dobrem a co złem i w rezultacie zawsze przyczyniać się będzie do wyborów właściwych ludzi do sprawowania każdej władzy. Ludzi, u których naczelną zasadą będzie kochać człowieka i jemu służyć. Bo królowanie to służba człowiekowi.

Zbigniew Stachurski

________________________________

*) O wymienionych tutaj przymiotach Królestwa Bożego mówi prefacja śpiewana podczas Mszy św. w Uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata

Rozpoczął się miesiąc październik, czas modlitwy różańcowej. Kościół poprzez nabożeństwa różańcowe stara się przypomnieć, że Maryja zajmuje centralne miejsce w historii zbawienia wskazując na Syna Bożego. Znajduje się w sercu Kościoła, w tajemnicy Jezusa Chrystusa. Chrześcijanin, poprzez modlitwę różańcową zwraca się ku Maryi – Matki Jezusa. Przez Nią przyszło na ziemię zbawienie świata, przyszedł Jezus Chrystus. Zaczęło się od zwiastowania przez Bożego posłańca o poczęciu się w Niej Jezusa Chrystusa. Była to dla Maryi najwspanialsza lecz trudna do przyjęcia wiadomość.

Podobnie jest dzisiaj. Są ci, którzy są posłanymi w Kościele, przepowiadają - głoszą kerygmat*), zwiastują Dobrą Nowinę, że Bóg wybrał każdego z nas, by w nas narodził się Jezus-Syn Boży. Maryja się pytała: Jak to ma się stać? Zadaję sobie to pytanie także, gdy słucham w Kościele przepowiadania. Porównuję Zwiastowanie Maryi do głoszonego przez posłanych ewangelizatorów kerygmatu. Sprawia on, że w tym, kto go przyjął poczyna się, za sprawą Ducha Świętego, nowe życie - życie wiarą. Dla Maryi, po zwiastowaniu, przychodzi okres błogosławiony, w czasie którego Jezus rośnie w jej łonie. Na początku dziecka się nawet nie zauważa, ale później zaczyna kopać, aż wreszcie pragnie przestrzeni aby wyjść na zewnątrz i ukazać się światu jako nowe stworzenie. Tym wyjściem na zewnątrz było narodzenie się Pana Jezusa z Maryi a dla chrześcijanina jest Chrzest św. - Kościół mówi, że rodzi się nowy człowiek (człowiek staje się "nowym stworzeniem").

W chrześcijaństwie czas od poczęcia (przyjęcia kerygmatu) do chrztu jest określony słowem katechumenat. W tym okresie, Słowo Boże - nasienie, które zostało przyjęte - ma się rozwijać, rosnąć, aż stanie się Jezusem Chrystusem dojrzałym. W tym czasie widoczne powinny być dawane już znaki stwierdzające, że to dziecko (Jezus) naprawdę jest we mnie, bo w finale ma nastąpić poród. Jezus ma się ukazać we mnie po okresie ciąży (katechumenatu) w świetle dziennym, bo jakże mogą być narodziny bez dziecka? Jak może odbyć się Chrzest św. bez ukazania się światu nowego człowieka ukształtowanego na wzór Jezusa Chrystusa?

Tak w pierwszych wiekach rodził się chrześcijanin, tak powiększała się wspólnota-Kościół. Bóg posyłał posłańców, którzy przepowiadali z mocą kerygmat. Na skutek przepowiadania formowała się rzeczywista wspólnota ludzi, którzy usłyszeli i przyjęli Słowo. Przyjęli w Słowie Bożym Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego i trwając w łasce Ducha Świętego dojrzewali oni w Kościele jako katechumeni, jak w łonie matki, do czasu swoich nowych narodzin, do czasu sakramentu Chrztu św. Bo Chrzest jest bramą, przez którą w sposób widzialny wchodzi się do Kościoła. Ci ludzie, których prowadził Duch Święty przeżywali swoją drogę do dojrzałej wiary we wspólnocie, w Kościele.

Dzisiaj natomiast czas odkrywania na nowo wartości otrzymanego w dzieciństwie Chrztu św. przybiera różne formy. Ten czas dla człowieka od zwiastowania do narodzin „nowego człowieka”  jest niezbędny. Innej drogi nie ma do narodzin chrześcijanina. Bardzo pomocne na tej drodze do wiary żywej jest zawsze Słowo Boże, liturgia i wspólnota braci w Kościele.

Zdaję sobie jednak sprawę, że Chrzest jako sakrament (znak) przyjąłem jako niemowlę. Słów zwiastowania w czasie udzielanego mi sakramentu nie rozumiałem więc ich nie przyjąłem. Nie było więc  poczęcia i następnie okresu "ciąży" (katechumenatu). Wiara nie zdążyła urosnąć, rozwinąć się. Potrzebny jest zatem ochrzczonemu nowy czas określany w Kościele jako neokatechumenat a także jako katechumenat dorosłych. Ten czas można porównać do drogi. Na początku muszę usłyszeć zwiastowanie i gdy odpowiem jak Maryja "Niech mi się stanie według Twego Słowa " - świadomie ruszam do celu. Na końcu tej drogi, będąc ochrzczonym, odnawiam w Kościele, przyrzeczenia chrzcielne - odnawiam mój Chrzest.

Kościół wielokrotnie dawał mi okazję do odnowy przyrzeczeń chrzcielnych. Czy zastanawiałem dlaczego Kościół to robi? Myślę, że jest to  moment do refleksji, czy faktycznie jestem już nowym człowiekiem, czy widoczne są u mnie znaki wiary, że w swoim wnętrzu posiadam Jezusa Chrystusa? Jeżeli  nie, wtedy to co mam, jest ciążą urojoną, bo wewnątrz nie mam niczego. Nie można prawdziwie odnowić Chrztu, jeśli nie dokonuję dzieł życia wiecznego, które pokazują, że Jezus jest wewnątrz mnie żywy.

Aktywny udział w październikowych nabożeństwach różańcowych zwróci moją uwagę na wydarzenia w życiu Maryi, na historię życia Jezusa i na historię mojego życia. Niech powstanie refleksja, czym dla mnie jest Kościół Święty. Czym Chrzest św.? Czy tak naprawdę jestem "nowym stworzeniem"?

Niech zbliżający się miesiąc październik będzie dla mnie miesiącem szczególnym, w którym Maryja, Matka Odkupiciela i nasza Matka będzie podprowadzać mnie do Swego Syna. Świadomość tego zaowocuje na pewno pogłębieniem mojej wiary a tym samym przyczyni się do odkrycia na nowo wartości Chrztu św. we wspólnocie jaką jest Kościół święty.

Zbigniew Stachurski

_____________ 

*) kerygmat - to orędzie zawierające fundamentalne prawdy wiary i urzeczywistniające łaskę zbawienia oraz przemiany, które rodzi do wiary, a także nowości życia w Chrystusie.

„Wierzę w Kościół Chrystusowy” to hasło programu duszpasterskiego kończącego się 2023 roku. Tym razem, w odróżnieniu od lat ubiegłych, program był zaplanowany na jeden rok. Miał pomóc wiernym zrozumieć misję Kościoła w dzisiejszym świecie.

Kościół oznacza zwołanie, zgromadzenie tych, których Słowo Boże zwołuje, by utworzyli Lud Boży. Karmieni Ciałem Chrystusa, zwołani stają się Ciałem Chrystusa. Jest „jeden” a utworzony z elementu ludzkiego i Boskiego. Jest społecznością hierarchiczną i Mistycznym Ciałem Chrystusa. W naszej rzeczywistości to wspólnota parafialna, która wg wielu dokumentów Kościoła to „wspólnota wspólnot”. Kościół w świecie jest sakramentem zbawienia, znakiem i narzędziem jedności Boga i ludzi.

Przynależąc więc do Kościoła powinienem prowadzić życie chrześcijańskie we wspólnocie oparte na uczestnictwie w liturgii i słuchaniu Słowa Bożego. Gwarantem Kościoła zawsze winien być prezbiter służący wspólnocie. Uważam, że konieczne są częste wspólnotowe spotkania duchownych i świeckich odbywające się w duchu Chrystusa. Lenistwo, gnuśność umysłu i serca oraz tylko narzekanie na trudne czasy nie przyniosą pozytywnych rezultatów.

Dobrze więc, że istnieją małe wspólnoty. Uczestnicząc w spotkaniach małej wspólnoty, na przykład moja rodzina, na nowo odkrywa własny chrzest w jedności z innymi braćmi w wierze. Wspólnota nie jest anonimowa, jednoczy i uczy miłości braterskiej. Mam okazję częściej spotykać się ze współbraćmi we wspólnocie niż z członkami własnej dalszej rodziny. Kościołem (w domu) jest także rodzina chrześcijańska. Ale prawdą jest, że dziś często w rodzinach brak wspólnego uczestnictwa w Eucharystii, brak wspólnej modlitwy np. na zakończenie dnia. Obserwuje się, że nie jada się wspólnie przy stole posiłków. Stół zawsze jednoczył rodzinę. Dawniej dzieci uczyły się rozmowy przy stole. To była ważna nauka komunikacji społecznej. Teraz komunikacja sprowadza się do Twittera, SMS-a itp. środków komunikacji w sieci. A przecież żaden człowiek nie jest w stanie wyrazić swoich emocji przez internet. Młodzi uzależniają się od świata wirtualnego. Ludzie posuwają się do niedorzeczności, publikując najbardziej intymne informacje. Kościół natomiast porusza sumienie człowieka. Dlatego jest przeszkodą dla niektórych i oni nienawidzą Kościoła. Medialne „autorytety” prześcigają się w oczernianiu ludzi Kościoła. Młodzi ulegają im a chcąc być „wolnymi”, uciekają od odpowiedzialności za tradycyjną rodzinę, unikają sakramentalnych małżeństw. Dzieci rodzące się i wzrastające w nieuporządkowanych związkach powielają zachowania dorosłych. Koło się zamyka. I zaczynamy wątpić w to dzieło Boga na ziemi, ustanowione dla nas grzesznych z myślą o naszym zbawieniu.

 Dlatego odpowiedzialni za Kościół uznali jako główne zadanie na dziś i jutro obudzenie i umocnienie wiary w Kościół Chrystusowy. Wróćmy do niedalekiej przeszłości, gdzie po uzyskaniu wolności w 1918 r. państwo odbudowywano opierając się na wartościach chrześcijańskich. Podstawowe komórki i organizacje społeczne: rodzina, szkolnictwo, wojsko, Kościół wspólnie i jednoznacznie współpracowały ze sobą opierając się na tradycji wynikającej z przyjętego w roku 966 przez Mieszka I - Chrztu Polski. W rodzinie sakramenty święte wytyczały jednoznaczną drogę życiową człowieka. Owocowało to w patriotycznych postawach młodych ludzi, którzy w chwilach trudnych w 1939 roku i następnych latach, gotowi byli oddać swoje życie za dobro wspólne jakim jest Ojczyzna. Późniejsza ateizacja społeczeństwa i oficjalne odrzucenie wiary w Boga i marginalizowanie Kościoła Chrystusowego przez władze państwowe spowodowało stopniowe zagłuszanie ludzkich sumień i skierowanie myślenia człowieka, szczególnie młodego w kierunku cywilizacji śmierci.

 Jesteśmy dzisiaj świadkami, że nie radzimy sobie w trudnych sytuacjach.  Chcemy je rozwiązywać własnymi, egoistycznymi sposobami. A te trudne sytuacje to między innymi kryzysy w rodzinie, alkoholizm, narkotyki, złe relacje z szefem w pracy, nieuleczalna choroba, urodzenie się dziecka niepełnosprawnego, brak porozumienia z dorastającą córką lub dorosłym synem, z bratem, siostrą, sprawowanie opieki nad rodzicami w jesieni życia i wiele innych, podobnych sytuacji. Identyfikując się z Kościołem, z Mistycznym Ciałem Chrystusa te lub podobne sytuacje życiowe określam mianem krzyża. Są one jakby jarzmem nakładanym na człowieka, które jest wielokrotnie bardzo ciężkie. Często doświadczam tego, iż nie chcę nieść jarzma – krzyża. Buntuję się i z tego powodu grzeszę. A grzech jest ościeniem śmierci.

Wyznając publicznie, co niedzielę swoją wiarę, m.in. w Święty Kościół Powszechny potwierdzam także, że wiara (wiara żywa, nie pozorna) uzdalnia mnie do niesienia krzyża. Wierzę, że taka jest wola Stwórcy. Doskonale wypełnił wolę Boga Ojca Jego Syn, Jezus Chrystus. Bez Krzyża Chrystusowego nie byłoby zbawienia. Przyjmując krzyż staję się świadkiem Jezusa, świadkiem Kościoła. Świadczę dając widzialne znaki wiary. Znakami wiary są jedność i miłość w wymiarze krzyża. Miłość, która kosztuje, która boli np. miłość do mojego nieprzyjaciela, do człowieka bijącego mnie w ewangeliczny policzek ale także miłość do cierpiących i zwracających się do mnie o pomoc. Miłość oparta na przebaczeniu. Czy tak naprawdę dostrzegam dzisiaj swój krzyż? Czy miłując (przebaczając), potrafię udźwignąć swój krzyż bez wspólnoty, bez Kościoła, bez Jezusa? Czy uświadamiam sobie, że będąc w Kościele Chrystusowym Jezus uzdalnia mnie do miłości w wymiarze krzyża? Wierząc w Kościół Chrystusowy,  otrzymuję od Niego siłę do mężnego przeżywania sytuacji, które po ludzku mnie przerastają. Bo krzyż w moim życiu, w życiu Kościoła Świętego, jest Krzyżem Chwalebnym. O Krzyżu Chwalebnym przypomina mi Święto Podwyższenia Krzyża przeżywane niedawno w dniu 14 września.

Krzyż to także znak fizyczny w Kościele identyfikujący chrześcijan. My chrześcijanie wieszamy krzyże–symbole w swoich mieszkaniach, szkołach, szpitalach. Stawiamy na chrześcijańskich grobach oraz tam, gdzie dotarło chrześcijaństwo. Tam, gdzie rozwinęła się cywilizacja łacińska, cywilizacja życia. Krzyż jest znakiem sprzeciwu. Jest niewygodny dla niektórych o zdeprawowanym sumieniu. Oni często profanują nasz święty znak. Brońmy więc krzyża. Warto przypomnieć, że święty Jan Paweł II nawoływał …nie wstydźcie się krzyża! Niech więc krzyż przypomina o naszej chrześcijańskiej godności i narodowej tożsamości, o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy oraz, że nasze korzenie są w Kościele od chwili sakramentu Chrztu Świętego. Niech przede wszystkim Kościół Święty a w nim KRZYŻ przypomina nam o miłości Boga do człowieka.

Zbigniew Stachurski

Tak 10 lat temu, 16 czerwca 2013r. Droga Neokatechumenalna witała ks. abpa Józefa przed katedrą wrocławską

Naszemu pasterzowi, Abp Józefowi Kupnemu życzymy z okazji jubileuszu wszelkich łask Bożych i asystencji Ducha Świętego w dalszym posługiwaniu w naszej archidiecezji wrocławskiej...

Po co przeżywam Wielki Post? Czym jest dla mnie Pascha – przejście naszego Pana Jezusa Chrystusa ze śmierci do życia? Po co Jezus cierpiał i umarł by zmartwychwstać? Oto próba mojej odpowiedzi na postawione powyżej pytania.

Nie zawsze zdaję sobie sprawę, że powodem tego wydarzenia (Paschy) w historii zbawienia jestem ja sam - człowiek. To człowiek żyjący w biblijnym raju ulega Szatanowi (Wężowi). Okazał pierwszy raz nieposłuszeństwo Stwórcy, czyli zgrzeszył. I od tego momentu natura ludzka została skażona. Człowiek, czyli i ja, staje się niewolnikiem zła, grzechu. Otoczony zostałem „kręgiem śmierci”, który trzyma mnie w niewoli. Nie potrafię kochać drugiego do końca ale tylko do pewnego momentu (do momentu, kiedy zostaje zagrożone moje "ja"). Boję się ciągłego „umierania” dla drugiego. Św. Paweł w liście do Rzymian pisze: „Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę”. Ciągle z tego powodu, jako człowiek, cierpię. A kto ponosi za to winę? Nikt. Taka jest natura każdego po grzechu pierworodnym. Mówienie i nawoływanie: poświęcajcie się, kochajcie się, bądźcie dla siebie dobrzy - nic nie daje. Są to tylko wezwania moralne. Sam o własnych siłach nie jestem w stanie, jako człowiek, wezwań tych wypełnić.

Bóg znając tą moją sytuację, nie chce, bym cierpiał, bym był zniewolony złem. Dlatego, jak to już na początku po grzechu Adama zapowiedział, że pośle na ziemię swego Syna, Jezusa Chrystusa, by On poprzez mękę, śmierć krzyżową i zmartwychwstanie rozerwał ten „krąg śmierci” (grzechu), który mnie, nas trzyma w niewoli. I tak się stało. Jezus dokonał tego za mnie, za człowieka, zupełnie bezinteresownie, gratis. Poprzez przejście ze śmierci do życia zwyciężył szatana abym mógł przekroczyć barierę oddzielającą mnie od drugiego człowieka i abym mógł drugiego do końca, zawsze kochać. Abym ja i inni mogli kochać nawet swoich nieprzyjaciół. Postawił jedyny warunek: abym w to wydarzenie przejścia ze śmierci do życia naszego Pana, Jezusa Chrystusa, uwierzył.

Dlatego corocznie przygotowuję się przez okres Wielkiego Postu do świętowania i później świętuję pamiątkę wydarzeń Wielkiego Tygodnia aby umocnić się na drodze wiary, którą rozpocząłem przyjmując sakrament chrztu świętego. Z pomocą przychodzi mi uczestnictwo w nabożeństwach wielkopostnych: Drodze Krzyżowej i Gorzkich Żali. Także pomaga mi w tym okresie intensywniejsze słuchanie Słowa Bożego, w którym już na początku Wielkiego Postu usłyszałem podczas Środy Popielcowej przy posypaniu głowy popiołem „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Słyszę także zachętę Pana Boga poprzez Jego proroków do wyboru: „Kładę przed tobą życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo – Wybieraj”. Jednocześnie padają z ambon, przepowiadających Słowo, wezwania do rozsądnego praktykowania postu, modlitwy i jałmużny, które mogą mi pomóc w nawróceniu się z moich wad. A są nimi zawsze pycha, chciwość, nieczystość, nieumiarkowanie (np. w jedzeniu i piciu), zazdrość, lenistwo i gniew.

Ten wielkopostny czas daje mi Pan Bóg dla mojej wewnętrznej przemiany uwieńczonej sakramentem pokuty. To czas mojego przejścia ze śmierci do życia, to czas przygotowania się do mojego spotkania się ze Zmartwychwstałym.

Jest to również mój czas, grzesznego i słabego człowieka, do przeżycia kolejnej w życiu Paschy prowadzącej do umocnienia mojej wiary. Świadoma, żywa wiara w to największe światowe wydarzenie, otwiera mnie na Ducha Świętego, którego daje mi Zmartwychwstały. Duch Święty zawsze uzdalnia mnie do prawdziwej miłości w wymiarze krzyża, miłości która boli, która jest „umieraniem” dla drugiego.

Tak będzie się działo do powtórnego przyjścia Jezusa przy końcu naszych czasów. Bóg daje mi co roku szansę, bym się nawrócił i żył nie lękając się różnych trudnych sytuacji w moim życiu określanych mianem krzyża. Bym żył nadzieją, że może już tu na ziemi osiągnę życie, w którym bez lęku będę potrafił okazywać miłość nawet swoim wrogom… Dlatego zachęcam czytających te słowa, by włączyć się czynnie w przeżywanie Wielkiego Postu. Wówczas mam szansę, by w Wielkanocny poranek z radością wraz z innymi zawołać: Chrystus zmartwychwstał! Alleluja! Chrystus żyje!

Zbigniew Stachurski