Przeskocz do treści

"Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło. Albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany, na jego barkach spoczęła władza. Nazwano Go imieniem: Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książe Pokoju" [Iz 9,1.5]





Wszystkim odwiedzającym tę stronę życzę Błogosławionych Świąt i Nowego Roku 2022 by przyjście naszego Pana Jezusa Chrystusa uczyniło Wasze życie nowym...

Zbigniew Stachurski

Adwentem weszliśmy w nowy roku liturgiczny. Chcemy kontynuować program duszpasterski przypadający na lata 2019-2022, w centrum którego jest Eucharystia. W tym roku hasło programu brzmi: „Posłani w pokoju Chrystusa”. Dlaczego „posłani”? Bo widoczny jest postępujący w Kościele kryzys wiary. Wielu ludzi nie widzi już wśród nas, katolików, znaków wiary. Znaków jedności i miłości. Miłości, która sprawia nam dyskomfort, która niejednokrotnie sprawia nam cierpienie, ból (nadstawienie drugiego policzka, udzielenie bezwarunkowego przebaczenia, nie osądzania, dzielenia się dobrami itp.). Bez znaków wiary, bez świadectwa życia chrześcijańskiego nie można przekazywać wiary i co więcej, bez własnego świadectwa wiary nie mogę mówić innym o Jezusie Chrystusie, ponieważ nikt nie chce tego słuchać.

Gdzie są więc ci chrześcijanie (ludzie ochrzczeni), którzy oddają życie za nieprzyjaciół, którzy nie opierają się złu, którzy są tym żyjącym Chrystusem biorącym na siebie ludzkie grzechy? Gdzie są ci, którzy przepowiadają przebaczenie Jezusa Chrystusa nie tylko słowami ale biorą grzechy innych na siebie i umierają na wzór Jezusa Chrystusa pokazując w ten sposób, że miłość Boża jest większa od tych grzechów i jest większa od śmierci? Odpowiedź jest prosta: Są wśród nas, ale nie widać ich powszechnego świadectwa w naszych rodzinach, w urzędach, w pracy, na ulicy. Generalnie ludzie ochrzczeni boją się, w odróżnieniu od wyznawców innych religii, żyć publicznie życiem wiary. Ja to zjawisko określam jako bojaźń człowieka przed śmiercią. Człowiek nie chce umierać z powodu publicznego przyznania się do Jezusa Chrystusa, do życia wg nauki Jezusa Chrystusa, do życia chrześcijańskiego.

A co to znaczy żyć życiem chrześcijańskim? Znaczy to, że żyję w oparciu o Słowo Boże i liturgię we wspólnocie z innymi. Z własnego doświadczenia wiem, że ten Boży „trójnóg” pomaga mi w codziennym życiu. Ale, gdy przypatruję się własnemu otoczeniu, widzę ilu z nas parafian czyta i rozważa systematycznie Słowo Boże we wspólnocie rodzinnej, parafialnej… a ilu uczestniczy w liturgii niedzielnej? Odpowiedź dają statystyki wynikające z liczenia wiernych uczestniczących w niedzielnych Eucharystiach i przystępujących do Komunii Św.

Na tą sytuację Kościoła, na tą bardzo poważną rzeczywistość, w której wielu z nas straciło już sens Boga, w której tylu ludzi, także spośród nas ochrzczonych, czuje i widzi rozbieżność między deklarowaną wiarą a życiem (ku wielkiemu zgorszeniu młodych), kolejni papieże Jan Paweł II, Benedykt XVI a także Franciszek zabierali głos o potrzebie reewangelizacji nas katolików. Słyszę często o nowej ewangelizacji, o konieczności powrotu do metod Kościoła pierwotnego, do autentycznego przepowiadania, do przepowiadania kerygmatycznego, do głoszenia kerygmatu*). Rozpoczęto dyskusję o sytuacji w Kościele – Synod. W tych okolicznościach przypominają mi się słowa św. Pawła, że „skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących” (1Kor1,21). Z tego wynika, że trzeba więc wracać do zasadniczego zadania w Kościele to jest do przepowiadania. I nie jest to zadanie postawione tylko duchownym lecz każdemu członkowi Kościoła. Uzdalnia do tego każdego ochrzczonego autentyczne spotkanie się ze Zmartwychwstałym Jezusem.

Do takiego spotkania prowadzi przyjęty świadomie kerygmat. Bez przeżycia takiego spotkania nie jestem zdolny (bez zmuszania się, bez wysilania się) żyć autentycznym życiem chrześcijańskim, nie jestem również w stanie przekazać wiary swoim najbliższym w rodzinie a co dopiero tym, którzy dawno stracili więź z Bogiem. Kościół jest otwarty na działanie Ducha Świętego. Owocami Jego działania są między innymi powstające katolickie ruchy świeckich prowadzące do powstawania w parafiach małych wspólnot w łączności z prezbiterami, którzy będąc w jedności z braćmi – członkami tych wspólnot, służą tym wspólnotom. Dbają  o interpretację Słowa Bożego zgodnie z Nauką Kościoła oraz przewodniczą liturgiom. Na naszych oczach powstaje model parafii będący wspólnotą wspólnot. Celem takich wspólnot jest formacja nas, członków Kościoła, niezbędna do prowadzenia życia chrześcijańskiego w środowisku, w którym na co dzień żyjemy. Życia, jakiego dzisiaj nam wszystkim katolikom, bardzo brakuje.

Kolejny rok liturgiczny, który już się rozpoczął adwentem 28 listopada, wzywa nas hasłem „Posłani w pokoju Chrystusa” do niesienia przesłania, że Bóg z wielkiej miłości objawił się grzesznemu człowiekowi w Swoim Synu Jezusie Chrystusie. On to ofiarował się za każdego z nas grzesznika poprzez przyjęcie męki i śmierci krzyżowej. Nie zostawił jednak nas samemu sobie lecz zmartwychwstając daje każdemu z nas Swego Ducha. Ciągle pierwszy wychodzi do człowieka zapraszając mnie i ciebie każdego dnia do nawracania się, do zmiany niewłaściwego dotychczas życia.

 Czy wierzysz w to? Jeśli uwierzysz, to ta wiara zapewni ci Życie Wieczne. To zapewnienie, które przytoczyłem, usłyszałeś także na chrzcie św. i jest ono prawdą. A jeśli jest prawdą to nie lękam się umierania.

Nie byłoby tych zbawczych wydarzeń, bez Bożego Narodzenia, bez narodzenia się Jezusa Chrystusa z Maryi Dziewicy w Betlejem. Chrześcijanie czczą to wydarzenie obchodząc corocznie w kalendarzu liturgicznym dzień 25 grudnia jako Uroczystość Bożego Narodzenia. Aktualnie jeszcze trwamy w czasie oczekiwania na tą uroczystość.

 Niech moje wnętrze, szczególnie w tym czasie, otworzy się na działanie Ducha Świętego, który uzdolnia do uwierzenia w przyjście na ziemię Jezusa jako dzieciątka w Betlejem. Ale jest także drugie przyjście naszego Pana! Przyjście Jezusa Chrystusa przy końcu naszych czasów ale już jako sprawiedliwego sędziego. Adwent to czas radosnego oczekiwania na te dwa przyjścia a może na to trzecie, którym jest Jego osobiste przyjście do mnie.

Życzmy więc sobie w czasie jeszcze trwającego adwentu, radosnego czuwania na przyjście Pana. Wierzymy, że w tym wspólnotowym czuwaniu towarzyszy nam Maryja, Boża Rodzicielka, którą czcimy w czasie adwentu w Mszach roratnich.

Zbigniew Stachurski

_______________

*) kerygmat - w teologii chrześcijańskiej głoszenie Słowa Bożego, a w ujęciu biblijno-teologicznym pojęcie określa publiczne i uroczyste ogłaszanie dzieła zbawienia przez Boga i objawienia Go w ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Chrystusie. Proklamacja ta jest połączona z wezwaniem do nawrócenia i chrztu.  Dla ochrzczonych jako niemowlęta do świadomego przyjęcia wartości wynikających z przyjętego chrztu.

Moment biologicznego zakończenia życia określamy śmiercią. Ale istnieje również stan określany tym samym słowem. Jest to śmierć ontologiczna (śmierć istnienia, śmierć bytu). Dlaczego boimy się śmierci. Jak uświadomić sobie, czym jest Życie Wieczne? Od czego ono zależy? Tekst poniższy jest moją próbą odpowiedzi na te pytania.

Listopad to czas szczególny w kalendarzu liturgicznym. Początek miesiąca to uroczystość Wszystkich Świętych. Kościół w tym dniu oddaje cześć tym wszystkim, którzy już weszli do chwały niebieskiej, a wiernym pielgrzymującym jeszcze na ziemi wskazuje drogę, która ma zaprowadzić ich do świętości. Przypomina również prawdę o naszej wspólnocie ze Świętymi otaczającymi nas opieką, którzy żyją życiem wiecznym. Utwierdza, że celem chrześcijanina jest osiągnięcie tego życia i to już tu na ziemi. Następnego dnia obchodzimy Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych. W polskiej tradycji dzień ten jest nazywany Dniem Zadusznym. W tym czasie nasze myśli zwracają się ku zmarłym, którzy fizycznie zakończyli ziemskie pielgrzymowanie. Ten moment biologicznego zakończenia życia określamy śmiercią. Ale istnieje również stan określany tym samym słowem. Jest to śmierć ontologiczna (śmierć istnienia, śmierć bytu).

Na co dzień boję się każdej śmierci. Nie chcę cierpieć, nie chcę umierać. Chcę istnieć. Czynię więc wszystko, by zyskać szacunek innych, by odnosili się do mnie z respektem i by mnie kochali. Szukam szczęścia. Jestem gotów sprzedać duszę diabłu, byleby tylko zapewnić sobie istnienie. Szukam życia wszędzie: w pieniądzach, sławie, rozrywkach, alkoholu, w seksie, narkotykach itd. Kocham tylko do pewnego momentu, do granicy, której przekroczenie grozi mojemu „ja” czyli do momentu, w którym ten drugi zacznie mnie niszczyć. Najlepiej to widać w relacjach małżeńskich. Dlatego wiele małżeństw znajduje się dzisiaj w rozkładzie. W człowieku istnieje pragnienie czynienia dobra ale w obronie swojego istnienia wybiera zło, grzeszy. Popełniając grzech doświadcza śmierci. Samo więc stawianie wymagań człowiekowi, moralizowanie, mówienie, że ludzie muszę się kochać, nie zmieni go i jest stratą czasu. Lekarstwem jest dotarcie do źródła skąd wypływają złe uczynki czyli do serca człowieka i zniszczenie granic strachu przed śmiercią, które trzymają go w niewoli. Wtedy dopiero zobaczy się nowego człowieka zdolnego kochać swojego nieprzyjaciela, człowieka nadstawiającego drugi policzek do bicia, oddającego swój garnitur gdy zabiorą mu płaszcz itd.

Kiedy to się stanie? Kiedy usłyszę i przyjmę Dobrą Nowinę! Jaka jest ta nowina? Brzmi ona: Jezus Chrystus zniszczył te granice (więzy) śmierci i grzechu, które trzymają nas w niewoli. Zwyciężył pana śmierci czyli szatana, abyśmy mogli przekroczyć tą granicę, która nas oddziela od drugiego człowieka i byśmy mogli go kochać. Śmierć została zwyciężona w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Śmierci nie ma!

Gdzie tą nowinę słyszymy? W Kościele, we wspólnocie wiernych. Bo Jezus ciągle przychodzi w Słowie Bożym, w Eucharystii, w osobie biskupa, prezbitera. Przychodzi do każdego z nas i słowami Ewangelii woła, że „każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki” [J11, 26]. Zatem potrzebna jest wiara. Wiara, o którą prosili moi rodzice przynosząc mnie jako dziecko do wspólnoty Kościoła katolickiego. Na pytanie prezbitera udzielającego chrztu: co daje ci wiara? - w moim imieniu, w obecności świadków, rodzice i chrzestni odpowiedzieli, że wiara daje mi Życie Wieczne. Tym samym zobowiązali się wiarę dziecka umacniać życiem chrześcijańskim w rodzinie, w szkole, w Kościele... Życie Wieczne to dla mnie stan, w którym śmierć nie istnieje. Przez wiarę mogę stan ten posiąść już tu podczas życia ziemskiego. Czy mam jako dzisiejszy rodzic pełną tego świadomość?

Dzisiaj w ojczyźnie, gdzie przodkowie nasi w roku 966 przyjęli chrzest, wyczuwa się wielki kryzys wiary wśród rodaków. Z niego wynika kryzys rodziny objawiający się unikaniem przez młodych ludzi sakramentu małżeństwa i życiem w związkach niesakramentalnych, wzrostem ilości rozwodów małżonków katolickich, wchodzeniem ich w kolejne związki, zgodą katolickich rodziców na wypisywanie się ich dzieci z lekcji religii oraz rozpoczynanie przez młodzież nieodpowiedzialnego współżycia seksualnego często za zgodą ich katolickich rodziców. Ogromnym problemem jest także antykoncepcja, aborcja i szukanie później rozwiązania bezpłodności w metodzie in vitro. Czy moje zobojętnienie na to, co się dzieje w ojczyźnie względem wiary nie przyczynia się do pogłębiania obu kryzysów?

Każdą złą sytuację można odwrócić wybierając dobro. Nie bójmy się zatem i nie wstydźmy się właściwych dla chrześcijanina postaw. Nie umierajmy ze strachu, że jestem chrześcijaninem. Jezus Chrystus poucza, że „Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją”[Łk 20,38]. Wielokrotnie woła na kartach Ewangelii „Nie lękajcie się!”, „Odwagi!”. Wołał także głosem świętego Jana Pawła II „Nie lękajcie się otworzyć drzwi Chrystusowi!”. Pamiętajmy o tych słowach naszego Mistrza z Nazaretu!

Zbigniew Stachurski

Dzień za dniem mija miesiąc październik. Spotykamy się w parafiach, odmawiamy codziennie różaniec. Przeżywaliśmy także w październiku w naszej archidiecezji uroczystość Świętej Jadwigi Śląskiej, której grób znajduje się w pobliskiej Trzebnicy. Jednocześnie ten dzień uroczysty jest pamiątką jednego z najważniejszych momentów w najnowszej historii Kościoła, a także Polski i Europy. W tym dniu 16 października 1978 r. kolegium kardynalskie wybrało na papieża naszego rodaka kardynała Karola Wojtyłę, który przyjął imię Jan Paweł II. Pontyfikat naszego papieża trwał 26 lat i 5 miesięcy a 27 kwietnia 2014 r. został oficjalnie uznanym Świętym Kościoła katolickiego. W dniu 22 października corocznie Kościół jako wspólnota, liturgicznie wspomina Jego osobę.

„Nie lękajcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi” – wzywał dziś już Święty Jan Paweł II w homilii podczas Mszy Świętej inaugurującej swój pontyfikat. Dla nas Polaków najistotniejszym momentem był braterski gest wykonany przez Karola Wojtyłę wobec Prymasa Tysiąclecia kardynała Stefana Wyszyńskiego  – dziś już błogosławionego. Ten i inne gesty oraz otwartość nowego biskupa Rzymu od początku przyciągały do niego wiernych z całego globu. Symbolem stylu tego pontyfikatu jest liczba 104 pielgrzymek zagranicznych.

Wielokrotnie miałem okazję osobiście uczestniczyć w spotkaniach z papieżem Janem Pawłem II podczas Jego pielgrzymek: w roku 1995 w Skoczowie, w 1997 we Wrocławiu i w Paryżu oraz w 1999 w Gliwicach. Na szczególne i ciągle jakże aktualne dzisiaj jego przesłanie, zasługuje moje wspomnienie ze spotkania w Skoczowie.

W dzień po kanonizacji Jana Sarkandra w Ołomuńcu (Czechy), papież Jan Paweł II odwiedził Skoczów. Było to  22 maja 1995 roku. Wówczas mieszkałem z rodziną w Wodzisławiu Śl. oddalonym od Skoczowa o około 50 km. Wybraliśmy się razem z całą rodziną na to spotkanie. Pamiętam, że z miejsca postoju autobusu do miejsca spotkania na wzgórze Kaplicówka w Skoczowie szliśmy pieszo około 5 km. Warunki dojścia były nieciekawe. Padał deszcz i było mnóstwo błota. Pokonaliśmy te trudności i z radością przeżywaliśmy spotkanie z tak zacnym gościem z Watykanu.

Wizyta była niezwykła. Po ekumenicznym spotkaniu ze wspólnotą ewangelicko-augsburską w kościele Świętej Trójcy w Skoczowie papież przybył na wzgórze Kaplicówka. Tam u stóp postawionego w 1985 r., 22 metrowego, metalowego krzyża - przewodniczył uroczystej Mszy Świętej, która zgromadziła blisko 300 tys. wiernych. Podczas Eucharystii, w obecności przybyłych tam ówczesnego prezydenta RP L.Wałęsy i premiera RP J.Oleksego, papież wygłosił Słowo*). Mówił wówczas m.in.: „... że Ojczyzna stoi dzisiaj przed wieloma trudnymi problemami społecznymi, gospodarczymi, także politycznymi. Trzeba je rozwiązywać mądrze i wytrwale. Jednak najbardziej podstawowym problemem pozostaje sprawa ładu moralnego. Ten ład jest fundamentem życia każdego człowieka i każdego społeczeństwa. Dlatego Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia!”

Wyjaśniał następnie, co to znaczy być człowiekiem sumienia. Oto kolejny fragment Jego przemówienia: „Być człowiekiem sumienia, to znaczy przede wszystkim w każdej sytuacji swojego sumienia słuchać i jego głosu w sobie nie zagłuszać, choć jest on nieraz trudny i wymagający; to znaczy angażować się w dobro i pomnażać je w sobie i wokół siebie, a także nie godzić się nigdy na zło, w myśl słów św. Pawła: "Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!" (Rz 12,21). Być człowiekiem sumienia, to znaczy wymagać od siebie, podnosić się z własnych upadków, ciągle na nowo się nawracać. Być człowiekiem sumienia, to znaczy angażować się w budowanie królestwa Bożego: królestwa prawdy i życia, sprawiedliwości, miłości i pokoju, w naszych rodzinach, w społecznościach, w których żyjemy, i w całej Ojczyźnie; to znaczy także podejmować odważnie odpowiedzialność za sprawy publiczne; troszczyć się o dobro wspólne, nie zamykać oczu na biedy i potrzeby bliźnich, w duchu ewangelicznej solidarności: "Jeden drugiego brzemiona noście" (Ga 6,2). Pamiętam, że powiedziałem te słowa w Gdańsku podczas odwiedzin w 1987 r. na Zaspie. Czas próby polskich sumień trwa! Musicie być mocni w wierze!”

Dlatego, obserwując dzisiaj na co dzień działania ludzi polityki, ludzi pełniących różne funkcje społeczne oraz ludzi biznesu a mających przeogromny wpływ na naszą przyszłość, słowa, dziś Świętego Jana Pawła II wypowiadane wówczas gromkim głosem: „...pamiętajcie, iż zależy on(kształt życia społecznego - przyp. autora)przede wszystkim od tego, jaki będzie człowiek - jakie będzie jego sumienie.”warte są ciągłego przypominania.

Módlmy się zatem, nie tylko w październiku, słowami wypowiedzianymi przez Świętego Jana Pawła II a kończącymi ówczesną homilię "Przybądź, Duchu Święty (...). Przyjdź, Światłości sumień! (…) Obmyj, co nie święte, oschłym wlej zachętę. Rozgrzej serca twarde, prowadź zabłąkane (...)". Przyjdź, Światłości sumień!

Zbigniew Stachurski

__________________

*) Słowo można odsłuchać w całości w internecie pod adresem: https://www.radiomaryja.pl/multimedia/katecheza-nauczanie-jana-pawla-ii-w-ojczyznie-23/

Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: «Nie mają już wina». Jezus Jej odpowiedział: «Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto?Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?»  Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie». [J2, 1-5]

 Powyższe słowa zacytowane z ewangelii św. Jana a wypowiedziane przez Matkę Bożą podczas wesela w Kanie Galilejskiej, w szczególny sposób kierują moją uwagę na Jezusa Chrystusa. Wypowiadając słowa do sług: «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie», Maryja rozciąga to polecenie na cały rodzaj ludzki. Także i mnie chrześcijanina zobowiązuje do słuchania Słowa, do słuchania i wypełniania tego, co mówi Jezus do mnie. Ona, Jego Matka jest również moją Matką.

Przynależąc natomiast do wielkiej wspólnoty chrześcijan, do Kościoła św., dostrzegam, jak wielką cześć i chwałę polski naród oddaje naszej Matce - Maryi. W roku 966,  Jezus Chrystus został zaproszony do naszej Ojczyzny. I zaproszona z Nim przybyła od razu Matka Jego. Przybyła i jest obecna wraz ze swym Synem, jak o tym mówią liczne świadectwa pierwszych wieków chrześcijaństwa w Polsce, a szczególnie pieśń Bogurodzica. Tradycją stało się, że w sposób szczególny przeżywamy każdego roku miesiące maj, sierpień i październik poświęcone Maryi. Wybudowano przez wieki liczne sanktuaria maryjne, do których zdążają co roku rzesze pielgrzymów. Na tej drodze Jasna Góra staje się  szczególnym miejscem, które ma wielkie znaczenie w dziejach Kościoła na naszej ziemi. W tym jasnogórskim sanktuarium króluje Matka Boża w swoim cudownym wizerunku, a 26 sierpnia Kościół liturgicznie obchodzi Jej uroczystość.

Ta uroczystość jest dzisiaj okazją do wspomnienia momentu w moim życiu, gdy nie mogąc poradzić sobie z własnym krzyżem i z kryzysami w mojej rodzinie zawierzyłem swoje życie Maryi. Od tego momentu, nie ma roku, bym nie stanął w pokorze, ze swoimi problemami i prośbami przed cudownym wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej na Jasnej Górze. W tym roku, mimo pandemii, pielgrzymowałem do Częstochowy, do Matki Bożej wraz z moim synem Marcinem. W dniu 11 lipca uczestniczyłem w XXX Pielgrzymce Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę. Przechodząc do Kaplicy Cudownego Obrazu MB Częstochowskiej zatrzymałem się w miejscu, gdzie na ścianie widniał tekst Jasnogórskich Ślubów Narodu, który napisał ks. kard. Stefan Wyszyński - prymas tysiąclecia, którego beatyfikację przeżywać będziemy już 12 września  w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie. Tekst został napisany czasie uwięzienia w Komańczy a Śluby zostały uroczyście złożone 26 sierpnia 1956 roku na Jasnej Górze przy udziale około miliona wiernych. Rotę Ślubów odczytał wówczas bp Michał Klepacz, pełniący obowiązki przewodniczącego Episkopatu Polski. Kardynał Wyszyński składał w tym czasie Śluby w miejscu swojego odosobnienia, w Komańczy, w łączności z Jasną Górą.  Na fotelu przeznaczonym dla prymasa Polski na Szczycie Jasnogórskim leżały wówczas biało-czerwone kwiaty. Był to szczególny czas prześladowania  Kościoła w Polsce.

Dla przypomnienia młodszemu pokoleniu, w dniu 26 sierpnia 2006 roku, w pięćdziesiątą rocznicę Ślubów Jasnogórskich, na Jasnej Górze zebrało się ponad 200 tysięcy wiernych, a tekst ślubów odczytał tym razem kardynał Józef Glemp. Śluby odnawiane były w każdej polskiej parafii.

Również ich odnowienie nastąpiło w tegorocznych obchodach uroczystości NMP Częstochowskiej w Częstochowie. Podczas sumy odpustowej sprawowanej na Jasnogórskich Wałach pielgrzymi ponowili Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego z 1956 roku. Akt Ślubów odczytał abp Wojciech Polak - prymas Polski.

Uczestnicząc w transmitowanej przez telewizję uroczystości, zwróciłem uwagę na fragment tekstu ślubowania: „Przyrzekamy uczynić wszystko, co leży w naszej mocy, aby Polska była rzeczywistym królestwem Twoim i Twojego Syna, poddanym całkowicie pod Twoje panowanie, w życiu naszym osobistym, rodzinnym, narodowym i społecznym”.

 I na drugi fragment: „Przyrzekamy Ci umacniać w rodzinach królowanie Syna Twego Jezusa Chrystusa, bronić czci Imienia Bożego, wszczepiać w umysły i serca dzieci ducha Ewangelii i miłości ku Tobie, strzec prawa Bożego, obyczajów chrześcijańskich i ojczystych. Przyrzekamy Ci wychować młode pokolenie w wierności Chrystusowi, bronić je przed bezbożnictwem i zepsuciem i otoczyć czujną opieką rodzicielską”.

Polacy wówczas w 1956 roku i dzisiaj, głośno i na pewno szczerze wołali: „Królowo Polski, Przyrzekamy…!”.

Pamiętajmy więc, co jako naród przyrzekliśmy i wypełniajmy to w życiu codziennym

Zbigniew Stachurski

W dniu 19 czerwca odbyła się X Ogólnopolska Pielgrzymka Nadzwyczajnych Szafarzy Komunii Świętej do Polskiego Loretto.

W homilii Biskup Romuald Kamiński zwrócił się do zebranych m.in. przypominając o wielkiej naszej roli w posłudze w naszym Kościele powszechnym:

Przyjaciele szafarze, krzątacie się w świątyni przy ołtarzu. Jakież to jest z jednej strony przepiękne, wielkie, a z drugiej zobowiązujące. W różny sposób, w różnych sytuacjach macie nieść Pana Jezusa, także Tego, który objawia się nam w Słowie i jest z nami w Eucharystii.

Można obejrzeć transmisję Mszy św. i wysłuchać całą homilię wygłoszoną przez Bpa Romualda podczas tej Eucharystii do zgromadzonych szafarzy i ich rodzin.

Weszliśmy w kalendarzu liturgicznym Kościoła w Okres zwykły. Wspominam niedawno przeżywaną tajemnicę Paschy i trwanie w radości okresu wielkanocnego . Trwając w radości zmartwychwstania Jezusa, przeżywałem uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego i uroczystość Zesłania Ducha Świętego a później Najświętszej Trójcy i Bożego Ciała. Każda z tych uroczystości w roku liturgicznym zasługuje na uwagę. Jednak Zesłanie Ducha Świętego nabrało szczególnego znaczenia w formowaniu się i w powstawaniu Kościoła powszechnego.

Po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa apostołowie, którzy już wcześniej tworzyli małą wspólnotę, ukazani są jako ludzie wystraszeni, zaszczuci, pełni nieufności do swoich rodaków. Przebywali oni przeważnie razem zamykając się przed Żydami. Żydzi nie mogli się pogodzić z myślą, że są wśród nich ludzie uznający Jezusa za Syna Bożego, za osobę boską czyli za Boga, za Pana. Nie pomógł nawet fakt zmartwychwstania Jezusa oraz Jego ukazywanie się apostołom. Ale przyszedł zapowiadany moment zesłania Ducha Świętego, kiedy w miejscu, gdzie przebywali razem zaczęły dziać się rzeczy dziwne: szum jakby uderzenie gwałtownego wichru, ukazały się im też języki jakby z ognia, zaczęli także mówić obcymi językami. Po tym zjawisku Piotr odważył się wraz z innymi uczniami Chrystusa wyjść z zamkniętego pomieszczenia, z Wieczernika i publicznie przemówić do zgromadzonych w tym czasie ludzi. Wygłosił odważnie mowę o wydarzeniach zbawczych, których uczestnikiem był Jezus Chrystus. Było to pierwotne przepowiadanie, kerygmat. Dawał on również świadectwo spotkania Zmartwychwstałego i napominał zebranych. Wielu, co go słuchało, pod wpływem wygłaszanego z mocą Słowa, nawróciło się i dało się ochrzcić w imię Jezusa Chrystusa. Ci co zostali ochrzczeni jednoczyli się we wspólnotach i wspólnie wielbili Boga spotykając się na modlitwie i na łamaniu chleba. Początek temu dało zesłanie na wspólnotę apostołów Ducha Świętego.

W perspektywie czasu zaobserwować można było także, że wielu ludzi spoza wspólnot pragnęło przyłączyć się do nich. Niektórzy przyjmowali chrzest z całymi rodzinami. Bardzo ważnym był okres tzw. wtajemniczenia chrześcijańskiego, który był wówczas przeżywany obowiązkowo przed chrztem św. Tak rodził się Kościół. Posłani na cały świat przez Jezusa apostołowie głosząc Dobrą Nowinę szli do ówczesnych pogan. Nie zważali na trudności, prześladowania i głosili Słowo „w porę i nie w porę”. Wielu słuchających przyjmowało Słowo i tak w nich rodziła się wiara w moc zbawczą Boga objawionego w Jezusie Chrystusie. Duch Święty sprawiał, że powstawały coraz to nowe wspólnoty (gminy), które były zaczynem dzisiejszych parafii.

A jak jest współcześnie? Np. ja przyjąłem chrzest jako niemowlę. Był to najwspanialszy prezent od rodziców. Nie słyszałem wówczas ani pierwotnego przepowiadania Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie. Nie przeszedłem także katechumenatu, okresu specjalnego wtajemniczenia chrześcijańskiego. W życie chrześcijańskie wprowadzali mnie rodzice. Później wiedzę o Bogu przekazywali mi katecheci w szkole. Wiara oparta na wiedzy, nie pogłębiana, zatrzymała się u mnie na etapie pierwszej komunii, może bierzmowania. Przerodziło się to w całkowite odsunięcie się od Kościoła na długie lata. Moje życie chrześcijańskie, jak dzisiaj u wielu moich znajomych, ograniczało się tylko do zachowania tradycji. Dominował we mnie fałszywy wstyd przed publicznym wyznawaniem wiary, strach przed opinią kolegów z pracy i środowiska, w którym mieszkałem. Zanikła całkowicie bojaźń Boża. Na długie lata w moim życiu dominował grzech. Bóg jednak pierwszy odnalazł mnie. W chwilach wielkich kryzysów czułem wewnętrzne podpowiedzi, bym zaczął Go poszukiwać. Dzisiaj wiem, że był to głos Ducha Świętego. Początkowo przychodziłem na niedzielne Eucharystie. Później przyszedł czas uczestniczenia wspólnie z żoną w katechezach neokatechumenalnych. Zaowocowało to świadomym powrotem do Kościoła. Będąc w Kościele i będąc otwarty na działanie Ducha Świętego uwierzyłem, że może we mnie nastąpić przemiana. I tak się stało - Duch Święty uzdolnił mnie na co dzień żyć Słowem Bożym i Liturgią we Wspólnocie Kościoła. Trwa to już około 30 lat. Jestem pewien, że On udziela mi swoich darów: mądrości i rozumu, rady i męstwa, umiejętności, pobożności i bojaźni Bożej. Problem w tym, czy chcę z nich zawsze korzystać?

Takich osób jak ja w Kościele, jest wiele. Wielu przeszło już czas osobistego nawrócenia ale wielu oczekuje jeszcze na Ewangelię, na odkrycie Ducha Świętego. Po czym poznaję obecność Ducha Świętego? Po Jego owocach. Są nimi miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność i opanowanie. W wielu przypadkach jeszcze owoców tych wśród nas katolików nie widać. Stąd istnieje pilna, ciągła potrzeba radosnej ewangelizacji również i nas ochrzczonych.

Papież Franciszek w pierwszej swojej Adhortacji Apostolskiej Evangelii Gaudium (Radość Ewangelii), pisze m.in. Mam nadzieję, że wszystkie wspólnoty znajdą sposób na podjęcie odpowiednich kroków, aby podążać drogą duszpasterskiego i misyjnego nawrócenia, które nie może pozostawić rzeczy w takim stanie, w jakim są. Obecnie nie potrzeba nam „zwyczajnego administrowania”. Bądźmy we wszystkich regionach ziemi w „permanentnym stanie misji”.

O powyższym przypomina nam także uroczystość Zesłania Ducha Świętego ukazując pierwszych apostołów ze św. Piotrem na czele, wychodzących odważnie z Wieczernika z misją daną im przez Chrystusa w dniu Swego wniebowstąpienia: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! [Mk 16,15].

Ta, zapoczątkowana Zesłaniem Ducha Świętego misja Kościoła, trwa i będzie trwała aż do skończenia świata.

Zbigniew Stachurski