Przeskocz do treści

Pamiętamy czas związany z przeżytą Paschą, z Oktawą Wielkanocną oraz czas okresu wielkanocnego. Świętowaliśmy Wniebowstąpienie Pańskie a zbliżamy się do Uroczystości Zesłania Ducha Świętego.

Poświęciliśmy pokarmy, zjedliśmy śniadanie wielkanocne, uczestniczyliśmy w nabożeństwach w kościele… Czujemy się dobrze ze spełnionego obowiązku. Ale jak to się ma do mojej wiary? Czy w czasie obchodzenia największego święta chrześcijańskiego zadałem sobie pytanie: czy mam wiarę? Czym jest wiara? Czy wiara jest we mnie czymś osobistym i żywym, czymś, co daje mi życie wieczne i wybawia mnie od śmierci, czy raczej przeżywam swoje chrześcijaństwo tylko tradycyjnie na płaszczyźnie religijności naturalnej?  Oto moja próba odpowiedzi na powyższe pytania.

Obserwując świat wokół mnie widzę wśród nas chrześcijan, rozdźwięk miedzy przeżywanym życiem a deklarowaną przynależnością do Kościoła. Usiłujemy żyć – o ile tylko jest to możliwe – bezproblemowo, a kiedy życie zaczyna się komplikować, układać źle, idziemy do świątyni modlić się. Zaczynamy posługiwać się Bogiem. Odzywa się w nas religijność naturalna – trwoga. Czasami jednak prawdą jest, że Jezus Chrystus może to wykorzystać, by pomóc komuś, kto prosi o ratunek.

Na co dzień jednak widoczne są nieadekwatne do zasad życia chrześcijańskiego zachowania się ludzi deklarujących się katolikami. Rozwody, częsty lub całkowity brak uczestnictwa w niedzielnych Eucharystiach, unikanie sakramentu małżeństwa i życie w związkach partnerskich, odkładanie chrztu dzieci „na później”, zgoda na wypisanie dzieci z nauki religii itp. W portalach społecznościowych prezentujemy się często w komentarzach jako przeciwnicy cywilizacji życia krytykując ludzi prezentujących wartości. Czytając prasę (w tym także katolicką) i obserwując media słyszę o spadku powołań do seminariów, o odejściach ze stanu kapłańskiego i innych nadużyciach wśród duchownych. Mówi się od wielu lat o istniejącym w Kościele katolickim kryzysie wiary.

Dlaczego naszą społeczność dotyka kryzys wiary? Bo tak naprawdę nie widzimy wśród nas znaków wiary. A są nimi miłość, która niejednokrotnie boli (miłość na wzór Jezusa Chrystusa) oraz prawdziwa a nie udawana jedność między wyznawcami Chrystusa. To jest bardzo ważne: nikt nie stanie się chrześcijaninem, jeżeli nie zobaczy innego - prawdziwego chrześcijanina. Nie może we mnie zaistnieć wiara w Jezusa Chrystusa, jeżeli nie spotkam dojrzałego chrześcijanina. Dlaczego? Bo Kościół jest Świątynią Boga, a Chrystus chciał tam spotkać ludzi. Jeżeli my jesteśmy Kościołem (Wspólnotą) a Kościół jest Świątynią Boga, to rozumiem, że ludzie mogą tam spotkać Jezusa Chrystusa tylko poprzez nas. Stąd widzę, że problem nie tkwi w tym, że chodzę do świątyni, że uczestniczę w różnych imprezach zabarwionych religijnie. Chrześcijaństwo to coś zupełnie innego - inną bowiem jest sprawą, gdy spotykam się z Chrystusem poprzez innego chrześcijanina. Nie chodzi tu tylko o wypełnianie rytów, uczestniczenie w akcjach charytatywnych i podobnych imprezach. Odkryć czym jest wiara, czym jest chrześcijaństwo to znaczy zostać wezwanym najpierw do słuchania przepowiadania, słuchania kerygmatu, słuchania Słowa Bożego. Wiara rodzi się ze słuchania. Ci, co już usłyszeli i przyjęli kerygmat, i żyją już życiem chrześcijańskim, zostali wezwani do dawania świadectwa wiary.

 Idźcie i głoście… to aktualne zawołanie dla każdego z nas chrześcijan. Jest to wskazówka dla każdego wierzącego. Co mamy robić, by inni zobaczyli w nas żywego Jezusa. Czy mam się wiele modlić? Muzułmanie bardzo wiele się modlą. Nie są jednak znakami Jezusa Chrystusa.

Czy mam być uczciwym pracownikiem? Znam wielu ateistów bardzo uczciwych, którzy z uczciwości i z pracy zrobili jakby religię. Oni też nie są znakami Jezusa Chrystusa.

Czy mam być bardzo sprawiedliwym i bronić ubogiego. Wielu komunistów i liberałów deklaruje swoją sprawiedliwość i pomoc ubogim lecz nie są również znakami Jezusa Chrystusa.

Chrześcijaństwo jest czymś więcej niż to. Chrześcijaństwo jest przede wszystkim Dobrą Nowiną: WYDARZENIEM. Chrześcijanin wierzy, że wszyscy zostaliśmy już osądzeni, i że sąd nad wszystkimi grzechami dokonał się w krzyżu Jezusa Chrystusa, który nam wszystkim daje przebaczenie. Jak głosić światu, żeby zdał sobie sprawę, że zapłatą za grzech jest śmierć a przebaczenie grzechów jest zmartwychwstaniem?

 I tutaj tkwi sedno sprawy: Jezus umarł zamiast mnie. Jeżeli ja jestem jak Chrystus (jestem chrześcijaninem), a Chrystus zmartwychwstał, to ja także zmartwychwstałem. Mnie przebaczono, więc jestem istotą żyjącą na zawsze. Nic mnie nie może zniszczyć - zabić. Mam Życie Wieczne. Wierzysz w to? Wierząc w tą prawdę, zawsze, gdy mnie spotka niesprawiedliwość, zdolny będę do przebaczania moim wrogom. Wówczas będę widzialnym znakiem Jezusa Chrystusa w dzisiejszym, przeżywającym kryzys wiary, świecie. I ten znak jest dzisiaj w dobie kryzysu wiary bardzo potrzebny.

Dochodzenie do takiej wiary, bym był znakiem – świadkiem wiary, to proces rozpoczynający się od usłyszenia i przyjęcia Dobrej Nowiny - Ewangelii - niezależnie od czasu otrzymanego sakramentu chrztu. Mogę być ochrzczonym a nie mieć wiary!

„Idźcie i głoście…” to zadanie a zarazem życzenie na całe świadome życie dla każdego chrześcijanina. Idźcie, to znaczy bądźcie w ciągłym ruchu (nie siedźcie wg słów papieża Franciszka na „kanapie”), podejmujcie inicjatywę. Natomiast głoście, znaczy, że nie tylko mamy głosić mową ale przede wszystkim świadectwem życia chrześcijańskiego.

Oby wielu z nas było gotowych wypełnić to zadanie.

Zbigniew Stachurski

Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał! Alleluja !!!

Uświadamiając sobie tą prawdę, że Bóg działa przez wybranych ludzi, zbliżamy się do daty, kiedy obchodzić będziemy kolejną rocznicę ogłoszenia świętymi dwóch wielkich ludzi. Są nimi byli papieże Jan XXIII (Angelo Giuseppe Roncalli) i Jan Paweł II (Karol Wojtyła). Nastąpiło to 27 kwietnia 2014 w Niedzielę Miłosierdzia w Watykanie za pontyfikatu obecnego papieża Franciszka. Obu Bóg powołał w dziejach Kościoła do wypełnienia Swojej misji.

Jan XXIII, jest mniej znany wśród dzisiejszej społeczności Kościoła, stąd kilka słów na temat jego pontyfikatu przypadającego na lata 1958 - 63. Obok naszego wielkiego rodaka Jana Pawła II, został on zapamiętany w sercach wiernych jako osoba o wielkim duchu, pełna miłości bliźniego i żywej wiary. Bóg, w określonej wówczas sytuacji Kościoła, natchnął ówczesnego papieża Jana XXIII, aby zwołał przełomowy Sobór Watykański II.

W jakiej sytuacji znajdował się wówczas Kościół? Kościół w zamyśle Bożym, to wspólnota, która rodzi się z Jezusem Chrystusem zmartwychwstałym. Jezus po zmartwychwstaniu ukazuje się apostołom i na nowo ich gromadzi. Później udziela im Ducha Świętego, który jest Jego Duchem. Duch sprawia, że apostołowie stają się jako nowe stworzenia. Czyni z nich Synów Bożych dając im naturę Boga. I tak powstaje wspólnota, która jest Ciałem Jezusa Chrystusa zmartwychwstałego. Ta wspólnota staje się zaczynem, światłem dla powstających podobnych wspólnot. Powstaje Kościół pierwotny.

Kościół pierwotny ukazuje się jako zbiór małych wspólnot chrześcijańskich, w których żyje Jezus przez Ducha Świętego. Ten Kościół, mimo, że będąc prześladowany i działający w ukryciu, daje mocne znaki wiary. Sprawia, że poganie o innych ludziach przynależących do takich wspólnot mówią: „Zobaczcie, jak oni się miłują”. Ci, którzy chcieli włączyć się do wspólnoty wiernych, musieli przeżyć pewien czas formacji, czas zwany katechumenatem*). Dla Kościoła prześladowanego przychodzi później moment historyczny, kiedy to władca ówczesnego cesarstwa rzymskiego, cesarz Konstantyn ogłasza pokój dla Kościoła (313 r.). Bóg sprawił, że od tego momentu Kościół działając już jawnie, musi sprostać wielkiemu zadaniu obwieszczenia całej ludzkości Dobrej Nowiny o zmartwychwstaniu Jezusa i Jego roli jako Zbawiciela świata. Był to szczególny czas głoszenia Słowa Bożego, czas przepowiadania. Poganie masowo wchodzili do Kościoła a rola katechumenatu zaczęła stopniowo zanikać, aż do jego wyeliminowania. Kościół cieszył się wolnością i rozszerzał się na cały świat.

Dalej, Bóg, pozostawiając człowieka w pełnej wolności, dopuszcza stopniowo do sytuacji, w której narody zaczęły lekceważyć przepowiadanie chrześcijańskie. Gołym okiem widoczne stawało się zjawisko masowego wychodzenia narodów z Kościoła. Zauważalne to było szczególnie w XX wieku po zakończeniu wojen światowych w Europie. Do pogłębienia tego zjawiska przyczynia się postępująca w Kościele desakralizacja i dechrystianizacja oraz kryzys wiary wśród duchowieństwa i wiernych świeckich, które to procesy trwają nadal a brak katechumenatu jest jedną z wielu przyczyn zachodzących negatywnych zmian w Kościele.

W takiej oto sytuacji, opisanej powyżej w skrócie, Bóg stawia na czele Kościoła Jana XXIII, który pod natchnieniem Ducha Świętego, jako namiestnik Jezusa Chrystusa na ziemi, zapoczątkowuje czas przemian, czas odnowy w Kościele. Zwołuje wspomniany wcześniej Sobór Watykański II (1962-65). Była to decyzja epokowa podjęta przez ówczesnego papieża. Nie doczekał się do zakończenia soboru, gdyż Bóg powołał go do Siebie już w dniu 3 czerwca 1963 r.

Dzisiaj wpatrując się i wspominając postać, dzisiaj już świętego Jana XXIII, możemy stwierdzić, że w planach Bożych miał on wypełnić to, jakże doniosłe w skutkach dla Kościoła, zadanie. Owoce jego decyzji są już dostrzegalne w Kościele, szczególnie w postaci wprowadzanych w życie Kościoła postanowień zawartych w dokumentach Soboru Watykańskiego II. Sobór zapoczątkował na nowo wchodzenie w epokę chrześcijaństwa przeżywanego nie tylko w płaszczyźnie religijności naturalnej ale w wierze żywej. Linię Soboru kontynuował w Kościele Jan Paweł II, Benedykt XVI a dzisiaj kontynuuje papież Franciszek. Ale przemiany w Kościele zachodzą powoli. Nadal w Kościele na skutek tzw. bezwładności zachodzi postępujący proces wychodzenia z niego ludzi ochrzczonych. Ochrzczonych bez właściwie przeżytego katechumenatu. Jak długo ten proces będzie trwał – Bóg to na pewno przewidział. Wydarzenie Soboru Watykańskiego II rozpoczęło jednak czas umacniania się w wierze małych wspólnot chrześcijańskich, które na wzór Kościoła pierwotnego dają świadectwo wiary w dzisiejszym neopogańskim świecie. Parafie stają się wspólnotami wspólnot, gdzie następuje formacja ochrzczonych – można powiedzieć, że członkowie wspólnot przeżywają swój katechumenat pochrzcielny.

W wyznaniu naszej wiary wypowiadamy: „ …wierzę w świętych obcowanie”. Pamiętajmy więc o świętych Janie XXIII i Janie Pawle II obcując z nimi w naszych modlitwach. Wypraszajmy za ich pośrednictwem u Boga różne łaski dla nas i dla swoich najbliższych a także dla całej wspólnoty Kościoła.

Święci Janie XXIII i Janie Pawle II - Wstawiajcie się za nami!!!

Zbigniew Stachurski

--------------------------

*) Katechumenat – w chrześcijaństwie okres przygotowania do przyjęcia chrztu. Praktyka katechumenatu dokonywanego w kontekście liturgicznym, zanikła całkowicie na przełomie VIII i IX w. Jego obrzędy i skrutinia, w wyniku długiej ewolucji liturgicznej, zostały zredukowane i włączone do dzisiejszego obrzędu chrztu według Rytuału Rzymskiego. Przywrócono go dopiero po Soborze Watykańskim II, gdy Kongregacja ds. Kultu Bożego opracowała nową formę katechumenatu. Opublikowano ją w 1972 roku pod nazwą Obrzędu chrześcijańskiego wtajemniczenia dorosłych (OWCD). Na OWCD opiera się formacja deuterokatechumenalna (z gr. powtórny katechumenat) członków Ruchu Światło-Życie (Oaza). Inną współczesną formą inicjacji chrześcijańskiej typu katechumenalnego, zalecaną przez papieży, jest Droga Neokatechumenalna.

Słuchając podczas Eucharystii kazania w Niedzielę Miłosierdzia Bożego, gdzie czytana jest Ewangelia o "niewiernym" Tomaszu zwróciłem uwagę na podkreślenie przez prezbitera istoty wiary w życiu dzisiejszych wiernych Kościoła katolickiego. Usłyszałem także, że wiara do końca życia może być u katolika wiarą infantylną. Dlatego wiarę należy umacniać, formować w czasie. Niezbędna jest więc katecheza dorosłych prowadzona w życiu parafialnym. Stąd też niniejszy artykuł o roli katechezy w dorosłym życiu człowieka...

          Obserwując życie w wielu dzisiejszych parafiach dostrzegam wysiłki duszpasterzy, które są podejmowane, by zainteresować wiarą współczesnego człowieka. Dzisiejszy człowiek to człowiek zsekularyzowany, stechnicyzowany, który już nie przychodzi do Kościoła, który wierzy w naukę, itd. Ci natomiast ludzie, którzy są wewnątrz Kościoła, chcą w swoim impulsie misyjnym, kopiować jego techniki, sposoby mówienia, żeby w ten sposób zanieść mu Ewangelię. Zabierają się do studiowania psychologii, socjologii itp. nauk aby posługiwać się językiem naukowym, językiem techniki. Próbują także działać na niwie socjalnej wykorzystując metody stowarzyszeń, fundacji i podobnych organizacji świeckich. Wierzą w każdą inną modną wiedzę i metodę w danym czasie, by ją wykorzystać do rozbudzenia wiary w dzisiejszym człowieku. Ale w parafiach wskaźnik nawróceń jest coraz niższy. Słyszę od czasu do czasu, że wielu dzisiaj przystępuje do Świadków Jehowy, którzy nie uznają innych technik jak te, które podają Dzieje Apostolskie, tzn. kontakty osobiste, niosąc swoją naukę od domu do domu. Oczywiście jest to moje uogólnienie problemu.

Z moich spostrzeżeń wyłania się obraz dorosłego katolika, którego formacja zatrzymała się często na etapie Pierwszej Komunii św., ewentualnie sakramentu Bierzmowania. Chcę podkreślić, że w obiegowym myśleniu dorośli to ludzie całkowicie uformowani, dojrzali w wierze, którzy nie potrzebują katechezy. Często słyszę: Po co mi nauki przedślubne, po co nauki dorosłych przed chrztem dziecka…? Moi rozmówcy często zakładają, że wszyscy w Kościele są wierzącymi. Stąd wyczuwam, że katecheza dorosłych w naszych parafiach nie jest priorytetem. Dzisiaj w parafiach poza tradycyjnym duszpasterstwem sakramentów, katechezy dorosłych istnieją co najwyżej w ruchach, stowarzyszeniach, wspólnotach i to nie zawsze.

Ale obserwuję również w Kościele otwartość wielu proboszczów na katechezę ludzi dorosłych, do której prowadzenia zapraszają katechetów świeckich z prezbiterami z poza parafii. Sam słuchałem wraz z żoną cyklu takich katechez. Było to przed wielu laty, gdy byłem człowiekiem  zsekularyzowanym, stechnicyzowanym, który rzadko przychodził do Kościoła, który wierzył tylko w naukę a wiarę katolicką traktował jako wymysł ludowy itp. ale byłem już po sakramentach inicjacji chrześcijańskiej przyjętych w dzieciństwie (po Chrzcie Św., Pierwszej Komunii Św. i Bierzmowaniu). Katechezy, a szczególnie kerygmat ⃰) głoszony podczas przepowiadania, pozwoliły mi wejść na drogę rzeczywistego wtajemniczenia chrześcijańskiego, we wspólnotę Kościoła. I dzisiaj, chociaż nadal jestem słabym człowiekiem (grzesznikiem), staram się przy pomocy łaski Bożej odkrywać na nowo wartości Chrztu św. i przeżywać rzeczywiście sakramenty, szczególnie Eucharystię. Cykl katechez prowadzony przez ludzi świeckich wprowadził mnie na nowo do rzeczywistej wspólnoty Kościoła. Uchronił mnie przed magicznym, rutynowym przyjmowaniem sakramentów. Uzdolnił mnie do dawania świadectwa mojej wiary. Zaczął budować moją wiarę na mocnym fundamencie, jakim jest Słowo Boże, Liturgia i Wspólnota.
Często podczas czytania Dziejów Apostolskich wracam myślami do czasów rodzącego się Kościoła w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. W tym czasie podstawą jego prorockiej misji było (i jest obecnie) przepowiadanie kerygmatyczne, które prowadziło do nawrócenia wielu ówczesnych pogan, tym bardziej, gdy było poparte świadectwem życia głoszących. Ja byłem takim neopoganinem. Dzisiaj po wielu latach oceniam, że spowodowane to było brakiem uczestnictwa w katechezie dorosłych.

Zdaję sobie sprawę, że księża są angażowani w religię w szkołach i na pewno trudno jest im wygospodarować czas na dodatkową katechezę dorosłych. Ale z własnego doświadczenia stwierdzam, że w wypadku katechezy dla dorosłych, dobrze planowanej wg już zatwierdzonych dokumentów Kościoła (Statuty, Dyrektoria katechetyczne), niektóre tematy katechez mogą prowadzić osoby świeckie, odpowiednio do tego przygotowane. Aczkolwiek rola księży, ze względu na ich przygotowanie teologiczne, nie może ograniczać się tylko do koordynowania. Widzę niejednokrotnie, że ci księża, którzy mają najwięcej godzin w szkole i chętnie tam katechizują (mimo wielu trudności z dzisiejszymi młodymi ludźmi), również znajdują czas na katechezę dla dorosłych. Czynnie angażują się w istniejących w parafii małych wspólnotach, będąc z nimi jako bracia a dla nich jako prezbiterzy.

Katecheza jest czymś innym, niż przekazem wiadomości i wiedzy religijnej. Katecheza wychowuje w wierze oraz wtajemnicza we wspólnotę Kościoła.

Warto więc szukać miejsc w Kościele, gdzie prowadzone są katechezy dla dorosłych. Organizuje je często, za zgodą i na zaproszenie proboszcza danej parafii - Droga Neokatechumenalna ⃰  ⃰ ).

Zbigniew Stachurski

___________________________
⃰ ) Kerygmat to pierwsze głoszenie  Dobrej Nowiny, które powinno poprzedzać katechezę, inaczej nie ma ona sensu. Kerygmat jest istotą przepowiadania w Szkole Nowej Ewangelizacji. Głoszenie kerygmatu to przepowiadanie osoby Jezusa Chrystusa jako Jedynego Zbawiciela i Pana.

⃰⃰  ⃰ ) Droga Neokatechumenalna (Neokatechumenat) jest narzędziem służącym biskupom do ponownego odkrywania chrześcijańskiego wtajemniczenia dorosłych już ochrzczonych. Wśród nich można wymienić: tych, którzy nie byli wystarczająco ewangelizowani i katechizowani; tych, którzy oddalili się od Kościoła; tych, którzy pragną pogłębić swoją wiarę i prowadzić ją ku dojrzałości; tych, którzy pochodzą z wyznań chrześcijańskich nie będących w pełnej jedności z Kościołem katolickim

Moja wspólnota Drogi Neokatechumenalnej. Po zakończonym etapie REDDITIO SYMBOLI w Niedzielę Palmową (28.03.2021)podczas Eucharystii proboszcz parafii wręczył każdemu z braci palmy jako znak zwycięstwa Jezusa Chrystusa w naszym życiu. Parafia Chrystusa Króla w Brzegu Dolnym.

Jakie znaczenie dla mnie ma Pascha – przejście naszego Pana Jezusa Chrystusa ze śmierci do życia? Po co Jezus zmartwychwstał? Są to pytania, na które winienem szukać odpowiedzi szczególnie w okresie przeżywanego Wielkiego Postu przygotowującego mnie do centralnego święta chrześcijańskiego w roku liturgicznym.

Nie zawsze zdaję sobie sprawę, że powodem zaistnienia w historii zbawienia wydarzeń zapoczątkowujących Nowy Testament (przyjścia na ziemię Syna Bożego Jezusa Chrystusa)- jestem ja sam - człowiek. Przypominają mi o tym opisy stworzenia świata, w tym opis stworzenia człowieka w Księdze Rodzaju. To człowiek żyjący w biblijnym raju ulega Szatanowi (Wężowi). Pierwszy raz okazał nieposłuszeństwo Stwórcy, czyli zgrzeszył. I od tego momentu natura ludzka została skażona. Człowiek, czyli i ja, staje się niewolnikiem zła, grzechu. Otoczony zostałem kręgiem śmierci, który trzyma mnie w niewoli. Nie potrafię kochać drugiego do końca ale tylko do pewnego momentu (do momentu, kiedy zostaje zagrożone moje "ja"). Boję się ciągłego umierania dla drugiego. Św. Paweł w liście do Rzymian powie: „Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę”. Człowiek ciągle z tego powodu cierpi. I kto ponosi za to winę? Nikt. Taka jest natura każdego po grzechu pierworodnym. Mówienie i nawoływanie: poświęcajcie się, kochajcie się, bądźcie dla siebie dobrzy - nic nie daje. Są to tylko wezwania moralne. Sam o własnych siłach nie jestem w stanie, jako człowiek, wezwań tych wypełnić.

Bóg znając sytuację człowieka, nie chce, by on cierpiał, by był zniewolony złem. Dlatego, jak to już na początku po grzechu Adama zapowiedział, że pośle na ziemię swego Syna, Jezusa Chrystusa, by On poprzez mękę, śmierć krzyżową i zmartwychwstanie rozerwał ten krąg śmierci (grzechu), który nas trzyma w niewoli. I tak się stało. Jezus dokonał tego za mnie, za człowieka, zupełnie bezinteresownie, gratis. Zwyciężył szatana, abym mógł przekroczyć barierę oddzielającą mnie od drugiego człowieka i abym mógł drugiego kochać. Abym ja i inni mogli kochać nawet swoich nieprzyjaciół. Postawił jedyny warunek: abym w to wydarzenie przejścia ze śmierci do życia naszego Pana, Jezusa Chrystusa uwierzył. Świadoma, żywa wiara w to największe światowe wydarzenie otwiera mnie na Ducha Świętego, którego daje mi Zmartwychwstały. Duch Święty uzdolni mnie do prawdziwej miłości w wymiarze krzyża, miłości która boli, która jest umieraniem dla drugiego.

Dlatego corocznie przygotowuję się przez okres Wielkiego Postu do świętowania i później świętuję pamiątkę wydarzeń Wielkiego Tygodnia aby umocnić się na drodze wiary, którą rozpocząłem przyjmując sakrament chrztu świętego. Z pomocą przychodzi już w czasie Triduum Paschalnego Słowo Boże, a także liturgia. Liturgia bogatsza od tej na co dzień, pełna znaków, które są objaśniane w komentarzach przez wyznaczone osoby. Liturgia sprawowana we wspólnocie, w Kościele świętym.

I tak będzie się działo do powtórnego przyjścia Jezusa przy końcu naszych czasów. Bóg daje mi co roku szansę, bym się nawrócił i żył nie lękając się różnych trudnych sytuacji w moim życiu określanych mianem krzyża. Bym żył nadzieją, że może już tu na ziemi osiągnę życie, w którym bez lęku będę potrafił okazywać miłość nawet swoim wrogom, osiągnę życie wieczne.

Ten świąteczny czas to czas mojej szczególnej przemiany. To czas mojego przejścia ze śmierci do życia. Jest to czas mojego spotkania się ze Zmartwychwstałym. Jest to moja, grzesznego i słabego człowieka, kolejna w życiu pascha.

Dlatego zachęcam czytających te słowa, by włączyć się czynnie w liturgię Wielkiego Tygodnia we wspólnocie, do której przynależę. Wówczas mam szansę, by w Wielkanocny poranek z radością zawołać:

Chrystus zmartwychwstał! Alleluja! Chrystus żyje !!!

Zbigniew Stachurski

🙏
W uroczystość św. Józefa - w dniu patrona naszego Arcypasterza Archidiecezji Wrocławskiej ks. Abpa Józefa Kupnego prosimy przez wstawiennictwo Matki Bożej,
a także Twego patrona św. Józefa, aby dobry Bóg obdarzył Cię ks.Arcybiskupie Jozefie dobrym zdrowiem, obfitością swoich łask i siłą w kierowaniu naszą archidiecezją.
Dziękujemy Ci za obecność wśród nas.

Nadzwyczajni Szafarze Archidiecezji Wrocławskiej

WROCŁAW, dnia 19 marca 2021

Trwam w okresie zwanym Wielkim Postem, który przygotowuje mnie do najważniejszych dni w roku liturgicznym – do Triduum Paschalnego, do pamiątki przejścia naszego Pana, Jezusa Chrystusa ze śmierci do życia. Podczas wsłuchiwania się w kazania duchownych w tym okresie słyszę często, że warunkami i znakami nawrócenia są post, modlitwa oraz jałmużna. Post odnosi się do ubóstwa i wyrzeczenia, modlitwa podejmuje synowski dialog z Ojcem, natomiast jałmużna wyraża się w spojrzeniach i gestach miłości wobec poranionego człowieka. Dzisiaj moje przemyślenia o jałmużnie.

Co więc oznacza jałmużna? Dowiaduję się czytając Stary Testament, że ta czynność oznacza gest dobroci względem mojego bliźniego. Jest prostym naśladownictwem czynów Boga, który pierwszy okazał dobroć człowiekowi. Jako akt religijny prowadzi mnie do przebaczenia grzechów, do nawrócenia. Czytam: Woda gasi płonący ogień, a jałmużna gładzi grzechy [Syr 3, 30] oraz Jałmużna uwalnia od śmierci i oczyszcza z każdego grzechu. Ci, którzy dają jałmużnę, nasyceni będą życiem [Tb 12, 8-9].

Natomiast w Nowym Testamencie Jezus Chrystus zachęca mnie do jałmużny słowami: Gdy ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewica twoja, co prawica twoja czyni [Łk 6, 55]. Czyn ten w postaci jałmużny ma być dla mnie bezinteresowny i znany jedynie Bogu. Ważna jest więc także nie tyle ilość czy wielkość złożonego daru, ile raczej moje wewnętrzne nastawienie, moja intencja. Potwierdza to sam Chrystus, kiedy chwali grosz wrzucony do skarbonki przez ubogą wdowę. Wartość jałmużny jest jeszcze większa, jeśli daję nie z tego, co mi zbywa.

Również w listach apostolskich znajduję zachętę do dzielenia się dobrami z potrzebującymi. Kto by miał majętność tego świata, a widziałby brata swego w potrzebie i zamknął przed nim serce swoje – jakże może w nim przebywać miłość Boża? [1 J 3, 17].  Dlatego jałmużna w każdej postaci powinna być wyrazem miłości Boga. Zwrócił na to uwagę Święty Jan Paweł II, gdy mówił: „Dawanie i oddanie się nie zależy od ilości posiadanych rzeczy, lecz od żywionej w duszy miłości do Boga. Nasze pokorne oddanie się – samo w sobie może znikome, jak oliwa wdowy z Sarepty lub grosz ubogiej wdowy – staje się miłe w oczach Boga dzięki zjednoczeniu z ofiarą Jezusa”. Stąd tak mocno akcentował, że jałmużna nie tylko wyprasza Boże błogosławieństwo, ale także leczy rany grzechu oraz chroni przed nimi.

I wreszcie scena sądu ostatecznego w Ewangelii św. Mateusza [Mt 25, 35-46] jest przestrogą gdybym nie był wrażliwym na potrzeby bliźnich. Biednego nakarmić, nagiego przyodziać, podróżnego ugościć, chorego i więźnia odwiedzić jest równoznaczne z uczynieniem tego samemu Chrystusowi, gdyż: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili [Mt 25, 40].

Dlatego jałmużna chrześcijańska różni się od wszelkiego rodzaju działań filantropijnych czy nawet akcji humanitarnych ze względu na motywy, z których wynika. Nierzadko bowiem działania te związane są z bardziej lub mniej wyraźną intencją zdobycia rozgłosu (reklamy, wszelkiego typu akcje typu WOŚP i tzw. sponsoring) lub z chęci zaspokojenia potrzeby publicznego uznania. O wiele ważniejsze jest to, że będę posługiwał się własnością prywatną. Ona przybliży moją jałmużnę do Ewangelicznego ideału, gdyż Jezus przypomina mi po raz kolejny, na czym ma on polegać: Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie [Mt 6, 3-4].

Jałmużna jest dla mnie także darem przebaczenia temu, kto zgrzeszył względem mnie. Przebaczając innym, sam otrzymuję od Boga przebaczenie własnych grzechów. Jałmużna przyczynia się także do tego, że modlitwy zanoszone do Boga będą przez Niego przyjęte i wysłuchane. Św. Augustyn pisze: „Czyńcie jałmużnę, aby wasze modlitwy były wysłuchane przez Boga i aby wam pomógł poprawić wasze życie”.

Kościół jako wspólnota daje mi możliwość do realizacji tego dzieła pokutnego: mogę ofiarować swój dar podczas sprawowanej Eucharystii. Mogę wspomagać różne dzieła inicjowane przez Kościół (np. akcje Caritas). Jedną z form jałmużny jest także dziesięcina świadczona przez wiernych w stałych okresach czasu na rzecz ubogich braci w Kościele. Widocznym miejscem umożliwiającym świadczenie jałmużny w naszych świątyniach są wystawione skarbony.

Wielki Post wzywa mnie do m.in. czynienia jałmużny. Muszę jednak pamiętać, że ten rodzaj dzieła pokutnego nie jest zarezerwowany tylko w tym aktualnie przeżywanym czasie. Mogę jałmużnę praktykować przez cały rok i nie tylko w świątyni.

Zbigniew Stachurski

Wielki Post przygotowuje mnie do Paschy – do pamiątki przejścia naszego Pana, Jezusa Chrystusa ze śmierci do życia. Dla mnie żyjącego tu na ziemi, śmierć to grzech, to życie w grzechu. Pamiątka Paschy Jezusa przypomina mi, że jest możliwe, tu na ziemi, moje przejście ze śmierci do życia czyli przemiana, moje kolejne nawrócenie. Oczywiście jeśli będę chciał. To pragnienie życia (chęć wyzbycia się złego sposobu postępowania) uzależnione jest od mojej woli, która na skutek grzechu pierworodnego jest skłonna do zła. Św. Paweł zdawał  sobie z tego sprawę, gdy pisał: Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, to tym samym przyznaję Prawu, że jest dobre. A zatem już nie ja to czynię, ale mieszkający we mnie grzech. [Rz7,15-17]. Pomocą we właściwym kształtowaniu mojej woli jest wspólnota – Kościół. Będzie mi pomagał poprzez przepowiadanie Słowa Bożego np. w czasie rekolekcji wielkopostnych, poprzez nabożeństwa pasyjne (Droga Krzyżowa, Gorzkie Żale) a także poprzez sakrament pojednania. Będzie zachęcał mnie do nawracania się, do zmiany grzesznego życia poprzez modlitwę, post i jałmużnę.

Dziś o znaczeniu postu w moim życiu, w życiu każdego wierzącego. Czym jest post?

Ciągle w świadomości funkcjonuje stwierdzenie, że post to powstrzymywanie się od jedzenia. Że jak przychodzi okres postu lub dni postnych wg przykazań kościelnych, to należy się powstrzymywać od spożywania mięsa czyli wykonywać Prawo. Później rozszerzono pojęcie postu na ograniczanie np. spożycia czekolady, alkoholu, papierosów a nawet oglądania telewizji, na umartwianie się. Ale przekonałem się, że te praktyki, mimo ich stosowania bez „czegoś” więcej nie prowadziły mnie do zmiany grzesznego sposobu życia.

Ale Pan Bóg ciągle pierwszy wychodził z inicjatywą, bym przemieniał moje życie. W końcu dał mi rzeczywista wspólnotę – Kościół, gdzie nie raz podczas katechez wielkopostnych słyszałem: Czemu pościliśmy, a Ty nie wejrzałeś? Umartwialiśmy siebie, a Ty tego nie uznałeś?... Czyż to jest post, jaki Ja uznaję, dzień, w którym się człowiek umartwia? Czy zwieszanie głowy jak sitowie i użycie woru z popiołem za posłanie – czyż to nazwiesz postem i dniem miłym Panu? [Iz 58, 3.5] Słowa te nakłoniły mnie do pewnych przemyśleń.

Zrozumiałem, że post musi być czymś więcej, niż tylko umartwieniem. Musi być czymś, co prowadzi mnie do formowania mojej woli, która wyzwoli mnie ze zniewolenia grzechem i da sposobność do czynienia dobra. Doprowadzi mnie stopniowo do przemiany sposobu życia, do mojego osobistego nawrócenia, do metanoi*). Dzisiaj wiem, że prawdą jest to, co prorok Izajasz mówił o poście: Czyż nie jest raczej postem, który Ja wybieram: rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić na wolność uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać; dzielić swój chleb z głodnym, do domu wprowadzić biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków.[Iz 58, 6-7]

Dziś wiem, że post to nie tylko praktyki zewnętrzne. To moja osobista więź z Jezusem. Post, nawet ten w ciągu roku liturgicznego, jest dla mnie, dla nas chrześcijan czasem pracy wewnętrznej, że obok wyrzeczeń, podjętych postanowień i rozważań tajemnicy krzyża prowadzi do zjednoczenia z Oblubieńcem.

Natomiast Wielki Post to nie jest czas jedynie posępnych, smutnych min, ale niesie on ze sobą ładunek radości duchowej. Chrystus-Oblubieniec, będąc ze mną, prowadzi mnie do pracy nad  moim sercem. Mogę przeżywać z Oblubieńcem czas radości duchowej, która uczy mnie, że może coś zmienić się w moim życiu, że mogę stać się innym, lepszym człowiekiem. I oby tak się stało!

Zbigniew Stachurski

_________

*)  Metanoja - zmiana sposobu myślenia i postępowania

Wielki Post rozpoczynający się Środą Popielcową rozpoczyna 40 dniowe przygotowanie do Paschy – pamiątki przejścia naszego Pana, Jezusa Chrystusa ze śmierci do życia. Kościół będzie mi pomagał w tym przygotowaniu poprzez przepowiadanie Słowa Bożego np. w czasie rekolekcji wielkopostnych, poprzez nabożeństwa pasyjne (Droga Krzyżowa, Gorzkie Żale) a także poprzez sakrament pojednania. Będzie zachęcał mnie do nawracania się, do zmiany grzesznego życia poprzez modlitwę, post i jałmużnę.

Dziś o znaczeniu modlitwy w moim życiu, w życiu każdego wierzącego. Czym jest modlitwa?

Najprostszą odpowiedzią, jaka mi się nasuwa, to że modlitwa jest rozmową z Bogiem w Trójcy Jedynym. Bóg zawsze pierwszy, w różnych sytuacjach i wydarzeniach, wychodzi pierwszy na spotkanie ze mną, z człowiekiem i zachęca, by z nim dialogować. Przykłady odczytuję w Piśmie Świętym przykładając je do zdarzeń we własnym życiu. Zachęcam do przeczytania fragmentów Ewangelii wg wskazanych odnośników.

Przykład pierwszy. Kobieta przy studni słyszy siedzącego tam Jezusa. On prosi, by dać Mu pić - rozpoczyna rozmowę. Podjęcie szczerego dialogu z Chrystusem skutkuje tym, że kobieta doznaje przemienienia swego serca. Idzie następnie i daje świadectwo o spotkaniu w swoim środowisku, można powiedzieć ewangelizuje środowisko, w którym dotychczas żyła w grzechu. [J 4,1-40]

Innym przykładem dialogu jest sytuacja na morzu, gdy Jezus ukazuje się uczniom, jak idzie po wodzie i zaczyna wołać: „Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się”. Św. Piotr, widząc Go wyskakuje z łodzi i idzie ku Niemu. Udaje się mu kroczyć po falach śmierci, gdy jest wpatrzony w Mistrza. W momencie, kiedy się uląkł zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie”. Jezus na skutek wołania uratował Piotra jednocześnie ukazał mu małą wiarę w słowach „Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?” Inni widząc skutki tego dialogu umocnili swoja wiarę w moc prośby (modlitwy) Piotra. Upadli przed Jezusem wyznając „Prawdziwie jesteś Synem Bożym”.[Mt 14,22-33]

Modlitwę można przyrównać także do rozmowy kobiety z niesprawiedliwym sędzią. Ona nachodziła sędziego prosząc „Obroń mnie przed moim przeciwnikiem!”. Przez pewien czas nie chciał, lecz jednak, ponieważ mu się naprzykrzała, wziął ją w obronę – żeby go nie nachodziła bez końca i nie zadręczała. Jezus dając słuchającym ten przykład mówi: „A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie?”. [Łk 18,1-8]

Jezus ukazał także, czym jest modlitwa dając przykład o natrętnym człowieku, który w nocy przychodzi prosić swojego przyjaciela o chleb dla gościa, który przybył niespodzianie do niego. Przyjaciel początkowo odpowiada: „Nie naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci są ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie”. Jednak z powodu jego natręctwa uległ jego prośbie i da mu, ile potrzebuje.[Łk 11,5-8]

A w Ogrodzie Oliwnym, sam Syn Boży, Jezus Chrystus Bóg-Człowiek, przed męką i śmiercią rozmawia ze swoim Ojcem. Jest, tak po ludzku, pełen trwogi. Prosi Ojca, by ominęła Go ta godzina. Lecz ostatecznie wypowiada: Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie. Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie. Jest to przykład dla mnie, jak winienem traktować odpowiedź Boga na modlitwę – zawsze zgadzać się z wolą Bożą i powtarzać: Bądź wola Twoja. [Mk 14,32-36]

Rozmowa z Panem Bogiem(Ojcem, Synem Bożym i Duchem Świętym) winna być kontynuowana w każdej sytuacji mojego życia i zawsze, nie tylko w sytuacjach trudnych. Wołać, nawet w myśli, jak ślepiec Bartymeusz: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną grzesznikiem! [Mk 10,46-52].

Poprzez modlitwę utrzymuję łączność z moim Stwórcą. Pamiętam, przed kilku laty, od bpa Andrzeja Siemieniewskiego, we wspólnocie Neokatechumenalnej w Brzegu Dolnym, na etapie wtajemniczenia w modlitwę, otrzymałem „Brewiarz” i dobrowolnie podjąłem zobowiązanie do codziennej modlitwy Kościoła – Jutrzni.  Praktykując modlitwę w tej formie, czuję, że ona pomaga mi na co dzień we wzrastaniu w wierze, w nawracaniu się, i mimo wielu trudnych chwil w moim życiu, w dążeniu do celu jakim jest moje zbawienie.

Wielki Post jest natomiast czasem, gdzie Kościół kolejny raz przypomina mi o znaczeniu modlitwy (a także postu i jałmużny) w okresie bezpośrednio przygotowującym mnie do owocnego przeżycia Triduum Paschalnego, najważniejszych dni świątecznych w roku liturgicznym Kościoła katolickiego.

Zbigniew Stachurski

Na Syjonie dmijcie w róg, zarządźcie święty post, ogłoście uroczyste zgromadzenie. (Jl 2,15)

W Środę Popielcową 17 lutego br. rozpoczęliśmy okres Wielkiego Postu. Jest to czas 40 dniowego, bezpośredniego przygotowania się do największego w roku liturgicznym święta, jakim jest chrześcijańska PASCHA. Pascha, czyli pamiątka przejścia ze śmierci do życia naszego Pana Jezusa Chrystusa.

Wielki Post, dla mnie chrześcijanina, to czas szczególny. W czytaniu z Księgi Joela przeznaczonego na ten szczególny dzień w roku liturgicznym będę słyszał: Nawróćcie się do Pana, Boga waszego!. Cóż oznacza to wezwanie? Przecież jestem wierzącym. W dzieciństwie otrzymałem sakrament chrztu świętego. Później byłem u „pierwszej spowiedzi i komunii”, przyjąłem sakrament bierzmowania - jestem więc nawróconym, jestem we Wspólnocie ludzi wierzących, jestem w Kościele ale…, czy życie moje  o tym świadczy, czy jestem wierzącym dającym znaki wiary?

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa wspólnoty chrześcijańskie (gminy, dzisiaj powiedzielibyśmy parafie) żyły w jedności i potrafiły żyć miłością w wymiarze krzyża. Miłością, która niejednokrotnie bolała. Były to dwa znaki, po których poganie rozpoznawali chrześcijan. Niektórzy z pogan pragnęli żyć tak jak chrześcijanie. Chcieli świadczyć miłość i żyć w jedności z innymi. Zgłaszali się jako kandydaci do wspólnot chrześcijańskich. Pragnęli zostać chrześcijanami. Na początek musieli rozpocząć jednak kilkuletnie przygotowanie – tzw. katechumenat, który kończył się, gdy inni członkowie wspólnoty, w tym biskup, widzieli pozytywną zmianę sposobu ich życia. Wówczas dopuszczano takiego kandydata do sakramentu chrztu św. Sakrament sprawowano raz w roku podczas wigilii paschalnej (podczas liturgii Wielkiej Soboty). Po przejściu okresu zwanego katechumenatem, kandydat do chrztu (katechumen), przyjmował świadomie chrzest św., który gładził wszystkie dotychczasowe jego grzechy. Przeszedł on ze śmierci do nowego życia, powtórnie się narodził. Stał się „nowym stworzeniem”. O powtórnych narodzinach mówił Jezus. Czytam w Ewangelii św. Jana jak On uświadamiał Nikodema. Mówił: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego. I dalej: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego.[J 3,5nn]

Świadomie przeżyty chrzest ukazuje sens przychodzenia do kościoła, uświadamia czym jest Eucharystia. Wyzwala od mechanicznego wypełniania tylko rytów i tradycyjnie wyuczonych gestów podczas liturgii, chociaż są one także potrzebne. Wyzwala od widzenia wiary jako tylko tradycji, folkloru, ale też uzdalnia do czegoś więcej..., do prawdziwego kochania Boga i drugiego człowieka, aż do oddania za niego życia. Bo Dobrą Nowiną jest to, że będąc chrześcijaninem, otrzymałem nowe życie już teraz. Uwierzyłem, że Jezus Chrystus za mnie naprawdę został ukrzyżowany lecz zmartwychwstał i mnie żyjącego naprawdę kocha!!!

Rozpoczynający się Środą Popielcową okres Wielkiego Postu jest czasem mojego nawracania się, jest czasem kontynuacji mojej przemiany, mojego przejścia do życia. Jest czasem mojego przygotowania się do odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych, które, już świadomie wypowiem podczas liturgii Wielkiej Soboty. Tego czasu nie mogę zmarnować. Kościół będzie mi pomagał w moim nawracaniu się, podobnie jak kandydatom do chrześcijaństwa (katechumenom) przed wiekami. Jak? Poprzez przepowiadanie Słowa Bożego np. rekolekcje wielkopostne, poprzez nabożeństwa pasyjne (Droga Krzyżowa, Gorzkie Żale) a także poprzez sakrament pojednania. Będzie zachęcał mnie poprzez duszpasterzy do jałmużny, postu i modlitwy.

Przede mną, przed nami czas święty, w którym nie jeden raz rozlegnie się wołanie Chrystusa: Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Usłyszałem to zdanie na początku Wielkiego Postu przed posypaniem naszych głów popiołem już w Środę Popielcową.

Zbigniew Stachurski