Pamiętamy czas
związany z przeżytą Paschą, z Oktawą Wielkanocną oraz czas okresu wielkanocnego.
Świętowaliśmy Wniebowstąpienie Pańskie a zbliżamy się do Uroczystości Zesłania
Ducha Świętego.
Poświęciliśmy pokarmy, zjedliśmy śniadanie wielkanocne, uczestniczyliśmy w nabożeństwach w kościele… Czujemy się dobrze ze spełnionego obowiązku. Ale jak to się ma do mojej wiary? Czy w czasie obchodzenia największego święta chrześcijańskiego zadałem sobie pytanie: czy mam wiarę? Czym jest wiara? Czy wiara jest we mnie czymś osobistym i żywym, czymś, co daje mi życie wieczne i wybawia mnie od śmierci, czy raczej przeżywam swoje chrześcijaństwo tylko tradycyjnie na płaszczyźnie religijności naturalnej? Oto moja próba odpowiedzi na powyższe pytania.
Obserwując
świat wokół mnie widzę wśród nas chrześcijan, rozdźwięk miedzy przeżywanym życiem
a deklarowaną przynależnością do Kościoła. Usiłujemy żyć – o ile tylko jest to
możliwe – bezproblemowo, a kiedy życie zaczyna się komplikować, układać źle,
idziemy do świątyni modlić się. Zaczynamy posługiwać się Bogiem. Odzywa się w
nas religijność naturalna – trwoga. Czasami jednak prawdą jest, że Jezus
Chrystus może to wykorzystać, by pomóc komuś, kto prosi o ratunek.
Na co dzień
jednak widoczne są nieadekwatne do zasad życia chrześcijańskiego zachowania się
ludzi deklarujących się katolikami. Rozwody, częsty lub całkowity brak
uczestnictwa w niedzielnych Eucharystiach, unikanie sakramentu małżeństwa
i życie w związkach partnerskich, odkładanie chrztu dzieci „na później”, zgoda
na wypisanie dzieci z nauki religii itp. W portalach społecznościowych prezentujemy
się często w komentarzach jako przeciwnicy cywilizacji życia krytykując ludzi
prezentujących wartości. Czytając prasę (w tym także katolicką) i obserwując
media słyszę o spadku powołań do seminariów, o odejściach ze stanu kapłańskiego
i innych nadużyciach wśród duchownych. Mówi się od wielu lat o istniejącym
w Kościele katolickim kryzysie wiary.
Dlaczego
naszą społeczność dotyka kryzys wiary? Bo tak naprawdę nie widzimy wśród nas
znaków wiary. A są nimi miłość, która niejednokrotnie boli (miłość na wzór
Jezusa Chrystusa) oraz prawdziwa a nie udawana jedność między wyznawcami
Chrystusa. To jest bardzo ważne: nikt nie stanie się chrześcijaninem, jeżeli
nie zobaczy innego - prawdziwego chrześcijanina. Nie może we mnie zaistnieć
wiara w Jezusa Chrystusa, jeżeli nie spotkam dojrzałego chrześcijanina.
Dlaczego? Bo Kościół jest Świątynią Boga, a Chrystus chciał tam spotkać ludzi.
Jeżeli my jesteśmy Kościołem (Wspólnotą) a Kościół jest Świątynią Boga, to
rozumiem, że ludzie mogą tam spotkać Jezusa Chrystusa tylko poprzez nas. Stąd
widzę, że problem nie tkwi w tym, że chodzę do świątyni, że uczestniczę w
różnych imprezach zabarwionych religijnie. Chrześcijaństwo to coś zupełnie
innego - inną bowiem jest sprawą, gdy spotykam się z Chrystusem poprzez innego
chrześcijanina. Nie chodzi tu tylko o wypełnianie rytów, uczestniczenie w akcjach
charytatywnych i podobnych imprezach. Odkryć czym jest wiara, czym jest
chrześcijaństwo to znaczy zostać wezwanym najpierw do słuchania przepowiadania,
słuchania kerygmatu, słuchania Słowa Bożego. Wiara rodzi się ze słuchania. Ci,
co już usłyszeli i przyjęli kerygmat, i żyją już życiem chrześcijańskim,
zostali wezwani do dawania świadectwa wiary.
Idźcie i głoście… to aktualne zawołanie dla każdego
z nas chrześcijan. Jest to wskazówka dla każdego wierzącego. Co mamy robić, by
inni zobaczyli w nas żywego Jezusa. Czy mam się wiele modlić? Muzułmanie bardzo
wiele się modlą. Nie są jednak znakami Jezusa Chrystusa.
Czy mam być
uczciwym pracownikiem? Znam wielu ateistów bardzo uczciwych, którzy z uczciwości
i z pracy zrobili jakby religię. Oni też nie są znakami Jezusa Chrystusa.
Czy mam być
bardzo sprawiedliwym i bronić ubogiego. Wielu komunistów i liberałów deklaruje
swoją sprawiedliwość i pomoc ubogim lecz nie są również znakami Jezusa
Chrystusa.
Chrześcijaństwo
jest czymś więcej niż to. Chrześcijaństwo jest przede wszystkim Dobrą Nowiną:
WYDARZENIEM. Chrześcijanin wierzy, że wszyscy zostaliśmy już osądzeni, i że sąd
nad wszystkimi grzechami dokonał się w krzyżu Jezusa Chrystusa, który nam
wszystkim daje przebaczenie. Jak głosić światu, żeby zdał sobie sprawę, że
zapłatą za grzech jest śmierć a przebaczenie grzechów jest zmartwychwstaniem?
I tutaj tkwi sedno sprawy: Jezus umarł zamiast
mnie. Jeżeli ja jestem jak Chrystus (jestem chrześcijaninem), a Chrystus
zmartwychwstał, to ja także zmartwychwstałem. Mnie przebaczono, więc jestem
istotą żyjącą na zawsze. Nic mnie nie może zniszczyć - zabić. Mam Życie Wieczne.
Wierzysz w to? Wierząc w tą prawdę, zawsze, gdy mnie spotka niesprawiedliwość,
zdolny będę do przebaczania moim wrogom. Wówczas będę widzialnym znakiem Jezusa
Chrystusa w dzisiejszym, przeżywającym kryzys wiary, świecie. I ten znak
jest dzisiaj w dobie kryzysu wiary bardzo potrzebny.
Dochodzenie
do takiej wiary, bym był znakiem – świadkiem wiary, to proces rozpoczynający
się od usłyszenia i przyjęcia Dobrej Nowiny - Ewangelii - niezależnie od czasu otrzymanego
sakramentu chrztu. Mogę być ochrzczonym a nie mieć wiary!
„Idźcie i
głoście…” to zadanie a zarazem życzenie na całe świadome życie dla każdego
chrześcijanina. Idźcie, to znaczy bądźcie w ciągłym ruchu (nie siedźcie wg słów
papieża Franciszka na „kanapie”), podejmujcie inicjatywę. Natomiast głoście,
znaczy, że nie tylko mamy głosić mową ale przede wszystkim świadectwem życia
chrześcijańskiego.
Oby wielu z
nas było gotowych wypełnić to zadanie.
Zbigniew
Stachurski