Weszliśmy w
kalendarzu liturgicznym Kościoła w Okres zwykły. Wspominam niedawno przeżywaną
tajemnicę Paschy i trwanie w radości okresu wielkanocnego . Trwając w radości
zmartwychwstania Jezusa, przeżywałem uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego i
uroczystość Zesłania Ducha Świętego a później Najświętszej Trójcy i Bożego
Ciała. Każda z tych uroczystości w roku liturgicznym zasługuje na uwagę. Jednak
Zesłanie Ducha Świętego nabrało szczególnego znaczenia w formowaniu się i w
powstawaniu Kościoła powszechnego.
Po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa apostołowie, którzy już wcześniej tworzyli małą wspólnotę, ukazani są jako ludzie wystraszeni, zaszczuci, pełni nieufności do swoich rodaków. Przebywali oni przeważnie razem zamykając się przed Żydami. Żydzi nie mogli się pogodzić z myślą, że są wśród nich ludzie uznający Jezusa za Syna Bożego, za osobę boską czyli za Boga, za Pana. Nie pomógł nawet fakt zmartwychwstania Jezusa oraz Jego ukazywanie się apostołom. Ale przyszedł zapowiadany moment zesłania Ducha Świętego, kiedy w miejscu, gdzie przebywali razem zaczęły dziać się rzeczy dziwne: szum jakby uderzenie gwałtownego wichru, ukazały się im też języki jakby z ognia, zaczęli także mówić obcymi językami. Po tym zjawisku Piotr odważył się wraz z innymi uczniami Chrystusa wyjść z zamkniętego pomieszczenia, z Wieczernika i publicznie przemówić do zgromadzonych w tym czasie ludzi. Wygłosił odważnie mowę o wydarzeniach zbawczych, których głównym uczestnikiem był Jezus Chrystus - Syn Boży. Było to pierwotne przepowiadanie, kerygmat. Dawał on również świadectwo spotkania Zmartwychwstałego i napominał zebranych. Wielu, co go słuchało, pod wpływem wygłaszanego z mocą Słowa, nawróciło się i dało się ochrzcić w imię Jezusa Chrystusa. Ci co zostali ochrzczeni jednoczyli się we wspólnotach i wspólnie wielbili Boga spotykając się na modlitwie i na łamaniu chleba. Początek temu dało zesłanie na wspólnotę apostołów Ducha Świętego.
W perspektywie
czasu zaobserwować można było także, że wielu ludzi spoza wspólnot pragnęło
przyłączyć się do nich. Niektórzy przyjmowali chrzest z całymi rodzinami.
Bardzo ważnym był okres tzw. wtajemniczenia chrześcijańskiego, który był
wówczas przeżywany obowiązkowo przed chrztem św. Tak rodził się Kościół.
Posłani na cały świat przez Jezusa apostołowie głosząc Dobrą Nowinę szli do
ówczesnych pogan. Nie zważali na trudności, prześladowania i głosili Słowo „w
porę i nie w porę”. Wielu słuchających przyjmowało Słowo i tak w nich rodziła
się wiara w moc zbawczą Boga objawionego w Jezusie Chrystusie. Duch Święty
sprawiał, że powstawały coraz to nowe wspólnoty (gminy), które były zaczynem
dzisiejszych parafii.
A jak jest
współcześnie? Np. ja przyjąłem chrzest jako niemowlę. Był to najwspanialszy
prezent od rodziców. Nie słyszałem wówczas ani pierwotnego przepowiadania
Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie. Nie przeszedłem także katechumenatu, okresu
specjalnego wtajemniczenia chrześcijańskiego. W życie chrześcijańskie
wprowadzali mnie rodzice. Później wiedzę o Bogu przekazywali mi katecheci w
szkole. Wiara oparta na wiedzy, nie pogłębiana, zatrzymała się u mnie na etapie
pierwszej komunii, może bierzmowania. Przerodziło się to w całkowite
odsunięcie się od Kościoła na długie lata. Moje życie chrześcijańskie, jak
dzisiaj u wielu moich znajomych, ograniczało się tylko do zachowania tradycji.
Dominował we mnie fałszywy wstyd przed publicznym wyznawaniem wiary, strach
przed opinią kolegów z pracy i środowiska, w którym mieszkałem. Zanikła
całkowicie bojaźń Boża. Na długie lata w moim życiu dominował grzech. Bóg
jednak pierwszy odnalazł mnie. W chwilach wielkich kryzysów czułem wewnętrzne
podpowiedzi, bym zaczął Go poszukiwać. Dzisiaj wiem, że był to głos Ducha
Świętego. Początkowo przychodziłem na niedzielne Eucharystie. Później przyszedł
czas uczestniczenia wspólnie z żoną w katechezach neokatechumenalnych.
Zaowocowało to świadomym powrotem do Kościoła. Będąc w Kościele i będąc
otwarty na działanie Ducha Świętego uwierzyłem, że może we mnie nastąpić przemiana.
I tak się stało - Duch Święty uzdolnił mnie na co dzień żyć Słowem Bożym i
Liturgią we Wspólnocie Kościoła. Trwa to już ponad 25 lat. Jestem pewien, że On
udziela mi swoich darów: mądrości i rozumu, rady i męstwa, umiejętności,
pobożności i bojaźni Bożej. Problem w tym, czy chcę z nich zawsze
korzystać?
Takich osób
jak ja w Kościele, jest wiele. Wielu przeszło już czas osobistego nawrócenia
ale wielu oczekuje jeszcze na Ewangelię, na odkrycie Ducha Świętego. Po czym poznaję
obecność Ducha Świętego? Po Jego owocach. Są nimi miłość, radość, pokój,
cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność i opanowanie. W wielu
przypadkach jeszcze owoców tych wśród nas katolików nie widać. Stąd istnieje
pilna, ciągła potrzeba radosnej ewangelizacji również i nas ochrzczonych.
Papież
Franciszek w pierwszej swojej Adhortacji Apostolskieja Evangelii Gaudium
(Radość Ewangelii), pisze m.in. Mam nadzieję, że wszystkie wspólnoty znajdą
sposób na podjęcie odpowiednich kroków, aby podążać drogą duszpasterskiego i
misyjnego nawrócenia, które nie może pozostawić rzeczy w takim stanie, w jakim
są. Obecnie nie potrzeba nam „zwyczajnego administrowania”. Bądźmy we
wszystkich regionach ziemi w „permanentnym stanie misji”.
O powyższym przypomina nam także uroczystość Zesłania Ducha Świętego ukazując pierwszych apostołów ze św. Piotrem na czele, wychodzących odważnie z Wieczernika z misją daną im przez Chrystusa w dniu Swego wniebowstąpienia: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! [Mk 16,15].
Ta, zapoczątkowana Zesłaniem Ducha Świętego misja Kościoła, trwa i będzie trwała aż do skończenia świata.